sobota, 29 listopada 2025

Sztuka komunikacji pełnej ciepła i szacunku

Dziś chciałabym porozmawiać o czymś, co w dzisiejszym świecie staje się coraz trudniejsze, ale jednocześnie bardziej potrzebne niż kiedykolwiek: komunikacja pełna ciepła i szacunku.

W zgiełku codziennego życia łatwo zapomnieć, jak ważne są słowa. Często mówimy szybko, impulsywnie, nie zastanawiając się, jakie ślady pozostawiają nasze wypowiedzi w sercu drugiej osoby. A przecież słowa mają moc - mogą leczyć, mogą ranić, mogą budować lub burzyć. Wiemy, jak łatwo powiedzieć coś, co niepotrzebnie zrani drugą osobę, ale z drugiej strony, potrafimy też sprawić, że komuś poprawi się nastrój i poczuje się lepiej dzięki kilku prostym słowom.

Ciepłe słowa w codziennej komunikacji

Ciepłe słowa to te, które sprawiają, że czujemy się bezpieczni i zrozumiani. To te, które nie oceniają, nie osądzają, nie krzywdzą. Zamiast tego, otulają nas jak koc w zimny dzień, dając poczucie, że wszystko będzie dobrze.

Warto pamiętać, że komunikacja to nie tylko to, co mówimy, ale przede wszystkim, jak to mówimy. Oto

kilka wskazówek, jak nadać naszym słowom więcej ciepła:

1. Mów z empatią

Zanim wypowiesz słowo, zatrzymaj się na chwilę i zastanów, jak Twoje słowa mogą wpłynąć na drugą osobę. Empatia to zdolność wejścia w buty drugiego człowieka, zrozumienia jego emocji i potrzeb. Dzięki empatii potrafimy wyrażać nasze myśli tak, by nie ranić innych.

Przykład:
Zamiast powiedzieć „Dlaczego jesteś taki smutny? To przecież nic wielkiego!”, lepiej powiedzieć:
„Widzę, że czujesz się smutny. Chciałabym Ci pomóc, jeśli mogę.”
Ciepłe słowa to zrozumienie bez oceny. Wspierają, a nie krytykują.

czwartek, 27 listopada 2025

Ciepłe słowa o tych, którzy zakończyli swoją drogę tutaj na ziemi

Śmierć to temat, którego się nie dotyka. Przynajmniej dopóki nie stanie się czymś, co dotyka nas. Albo kogoś bardzo bliskiego.

I wtedy cały świat się zatrzymuje. I nikt nie wie, co powiedzieć.

Znam dwie kobiety, które straciły mężów. Ich historie są różne, ale jest w nich coś wspólnego - miłość, która nie zgasła, tylko zmieniła kształt.

Pierwsza z nich była przy nim do samego końca. Długo chorował. Hodowali razem spokój - tak to nazwała. Zapewnili mu odejście w domu, w cieple, w miłości. A potem... Została pustka. Ale wokół niej byli ludzie. Tacy, którzy nie pytali codziennie „jak się czujesz”, tylko działali. Zabierali ją z domu, organizowali wycieczki, podsunęli pracę, pomagali przetrwać dni. Bo noce były najgorsze - wtedy zostawała sama.

Pomogła jej wiara. Taka spokojna, cicha - że to nie koniec. Że dusze się spotkają. Że On gdzieś tam czeka. Pomogło Pismo, które trzymała pod poduszką. Ale najbardziej - to, że ktoś był obok.

Druga jeździła codziennie do szpitala. Nigdy się nie kłócili. I po trzech latach wciąż pamięta jego słowa, jak mówił jej:

„Nie martw się. Ja i tak będę zawsze przy Tobie.”

Ich miłość była cicha, ale głęboka. Bez wielkich deklaracji, ale z ogromną obecnością. Po jego śmierci długo nie potrafiła spać w ich wspólnym łóżku. Siadała przy oknie i patrzyła w ciemność. I mówiła jego imię. Żeby nie zniknęło.


Zapytałam ją kiedyś, jak to zrobiła. Jak się w ogóle wstaje po czymś takim.

Uśmiechnęła się smutno i powiedziała:

> „Nie wstajesz. Na początku tylko przestajesz leżeć. Potem robisz kawę. A potem, po tygodniach, miesiącach… przestajesz czekać, że wróci. Ale nie przestajesz kochać.”

Zastanowiłam się wtedy, czy miała jakiś sposób, cokolwiek, co pomogło jej przejść przez te najciemniejsze dni. A ona, bardzo cicho, dodała:

> „Przestałam walczyć z bólem. Przestałam udawać, że go nie ma. Siadałam z nim wieczorem, jak z kimś znajomym. Mówiłam mu - wiem, że tu jesteś. Ale dziś też przetrwam. Tak jak wczoraj. I tak jak jutro.”

A potem robiłam coś drobnego. Zapalałam świeczkę. Włączałam muzykę. Pisałam listy, których nie wysyłałam. I mówiłam na głos jego imię. Żeby nie zniknął.”


Ja też kiedyś straciłam bliską osobę. Miałam osiem lat, gdy umarła moja babcia. Nie rozumiałam jeszcze, czym naprawdę jest śmierć. Ale czułam, że jej nie ma. I jednocześnie - że jest wszędzie. W zapachu pierników. W radiu, które grało jej ulubione piosenki. W moich próbach bycia dzielną. Bo ciągle czułam, że patrzy. I że chciałaby, żebym zrobiła coś dobrego. I była z niej dumna.


Dziś, z perspektywy dorosłej kobiety, myślę, że wiele rzeczy wtedy przeczuwałam, choć nie znałam słów.

Dziś wiem, że śmierć to nie koniec. Że dusze nie znikają. Że zostają - przy nas, w nas.

I że im bardziej tkwimy w rozpaczy, tym trudniej im odejść tam, gdzie powinny.


Gdybym teraz miała stracić kogoś bliskiego, nie krzyczałabym już „dlaczego”. Nie kurczowo.

Płakałabym - pewnie. Ale bez tego wewnętrznego rozrywania. Bo wiem, że oni tam są. I że to, co możemy im dać, to spokój.

Spokojne myśli. Ciepłe słowa.

Zamiast żalu - wdzięczność, że byli.

Zamiast „czemu odszedł” - „jak pięknie było, że był”.


Nie zawsze jesteśmy gotowi. Ale czasem wystarczy uwierzyć, że nic, co prawdziwe, nie ginie.

Miłość nie znika. Ona się tylko przenosi.


Nie wiem, co dokładnie przeżywasz. Ale jeśli choć jedno zdanie z tego tekstu dało Ci oddech - to znaczy, że nie napisałam go na próżno.




 Twoje słowa są dla mnie bardzo ważne - zostaw komentarz, jeśli masz chwilę. Możesz również dołączyć do grona czytelników, klikając „Obserwuj” w bocznym pasku. A gdybyś chciał/a postawić mi kawę - uśmiechnę się szeroko: 

wtorek, 25 listopada 2025

Ona i alkohol - czyli miłość w cieniu butelki

 (tekst bardzo długi, bardzo szczery, bardzo potrzebny)

Kiedyś przyciągała takich ludzi. Jeden potrafił przepić całą wypłatę, a potem pożyczał pieniądze, by mieć na kolejny alkohol - nie obchodziło go, że trzeba wykarmić dzieci, opłacić rachunki. Liczyło się tylko to, żeby zalać to, co bolało. Drugi nie był agresywny - wręcz przeciwnie, był czuły, ale tylko wtedy, gdy akurat był trzeźwy. A tych momentów było coraz mniej. Ona żyła z zegarkiem w ręku, ucząc się odróżniać trzeźwe spojrzenie od tego za

mgłą. Czekała na niego. Na to jedno popołudnie w tygodniu, kiedy „wracał do siebie”. Trzeci był właścicielem firmy - z pozoru ogarnięty, silny. Ale każda trudność kończyła się w butelce. Miał plany, marzenia… ale nigdy ich nie realizował. Piwo nie było dla niego alkoholem. A problemy? Zawsze ważniejsze niż wszystko inne.

I wtedy przyszło zrozumienie.

To nie ona miała problem. To oni. Ale to ona z tym żyła.


Złudzenia, które nas trzymają


„On się zmieni. Dla mnie. Dla dzieci. Jak już przejdzie przez ten stres…”

„Właściwie to nie pije aż tak dużo. Inni piją więcej.”

„Przecież każdy facet czasem się napije.”


Współuzależnienie nie pojawia się z dnia na dzień. Rodzi się powoli. W oswajaniu nienormalności. W codziennym zaciskaniu zębów. W „może dziś będzie lepiej”.


Ale nie jest. Bo picie to nie jest tylko nawyk. To mechanizm ucieczki. To sposób radzenia sobie ze sobą. A miłość tego nie uleczy. Miłość bez granic nie leczy - ona często zabija po cichu.


Historie, które bolą


Jedna z kobiet opowiadała, że po latach życia z uzależnionym mężem nie potrafiła spać spokojnie nawet wtedy, gdy on był w szpitalu. Ciągle nasłuchiwała kroków. Dzwonka do drzwi. Tego, że znowu coś się wydarzy. Kiedy w końcu odeszła - nie poczuła ulgi. Poczuła… strach. Bo tak długo była skupiona na nim, że zapomniała, jak się żyje samodzielnie.

niedziela, 23 listopada 2025

Są ludzie, którzy nie okazują emocji.

Kiedy jedna osoba czuje wszystko, a druga… prawie nic. Albo przynajmniej nic nie pokazuje. Nie jest tak, że wszyscy ludzie kochają tak samo. Niektórzy nie kochają w ogóle. Nie dlatego, że są źli. Czasem po prostu inaczej zostali zbudowani. Albo zbyt wiele razy się rozsypali. Nie przytulą, nie powiedzą „tęskniłem”, nie zapytają, co czujesz. Siedzą obok, jakby nic się nie działo, kiedy Ty przeżywasz cały wewnętrzny pożar. To może być:

*Wychowanie w domu bez bliskości - gdzie nikt nie uczył, jak się mówi „kocham”, jak się troszczy, jak się przyjmuje czyjeś uczucia.

*Trauma - która sprawia, że ktoś nauczył się chować emocje, bo kiedyś pokazanie ich kończyło się źle.

*Depresja albo wypalenie emocjonalne - gdzie człowiek czuje się jak za szkłem: niby widzi, ale nie umie dotknąć.

*Autyzm lub cechy ze spektrum - które wpływają na to, jak odbierane są emocje, jak się je wyraża (to nie jest brak serca, tylko inna konfiguracja).

*Zaburzenia osobowości (np. narcystyczne, unikające, borderline) - gdzie empatia i emocjonalna dostępność są zaburzone, bardzo zmienne albo znikome.

*Psychopatia (skrajnie rzadko, ale realnie) - gdzie autentycznie nie ma emocjonalnego rezonansu z innymi.


Jak rozpoznać emocjonalną niedostępność?

piątek, 21 listopada 2025

Dlaczego nikt nie zbiera pieniędzy na życie ludzi po czterdziestce?

I co się dzieje, gdy zostają z niczym

Zbieramy pieniądze na chore dzieci. I słusznie - bo ich życie dopiero się zaczyna, bo są bezbronne, bo poruszają serce. Organizowane są koncerty, wydarzenia, udostępnienia w social mediach, ogromne akcje pomocowe. Ale jest jedna grupa ludzi, o których nikt nie mówi, choć ich życie potrafi się równie dramatycznie posypać: dorośli po czterdziestce, pięćdziesiątce, sześćdziesiątce, którzy zostali z niczym.

Nie zawsze są starzy. Czasem to ludzie w sile wieku. Ale nie mieszczą się już w kategoriach „dziecko do uratowania” ani „senior zasługujący na spokój”.

A jednak to właśnie oni najczęściej zostają bez żadnego systemowego wsparcia. Bez pomocy. Bez fundacji. Bez szans.

Ludzie po rozwodach, którzy stracili wszystko

Często słyszymy: „Zaczęli od nowa”. Ale jak zacząć, kiedy w wieku 45 czy 50 lat masz za sobą rozwód, dom został u byłego partnera, a Ty zostajesz z walizką, średnią pensją i zerową zdolnością kredytową?


Nie dostaniesz drugiego kredytu. Nie uzbierasz już wkładu własnego.

Zostaje wynajem - drogi, niestabilny. Do tego dzieci na utrzymaniu, raty, koszty życia, często samotność, depresja, wypalenie.

I zero ludzi, którzy ruszają z pomocą. Zero zbiórek.

Bo przecież „dorosły sobie poradzi”, prawda?

Nie zawsze.


Choroba w dorosłości to często wyrok - nie tylko zdrowotny, ale finansowy


Zawał, rak, udar, niepełnosprawność. Jeśli przydarzą się dziecku - znajdzie się pomoc.

Ale gdy przydarzą się Tobie w wieku 52 lat, to zostajesz sam z decyzją:

leki czy jedzenie,

czynsz czy ogrzewanie,

życie czy przetrwanie?

Nie masz siły chodzić do pracy, ale nie spełniasz kryteriów do renty. Nie masz oszczędności, bo wydane zostały na „życie”, które miało trwać. Nie masz partnera, który Cię wesprze. Czasem nie masz już nawet rodziny.

I wtedy system mówi Ci jedno: radź sobie.

A jeśli nie masz gdzie mieszkać?

Wbrew pozorom - to nie margines społeczny.

Coraz więcej „zwykłych ludzi” trafia na bruk nie dlatego, że „źle żyli” - tylko dlatego, że życie ich złamało szybciej, niż zdążyli się podnieść.

środa, 19 listopada 2025

Mąż, który nic nie ogarnia: jak żyć z niedojrzałym partnerem i nie stracić siebie?

Gdy Twój mąż jest jak dziecko. O życiu z niedojrzałym partnerem, który nic nie ogarnia

Są związki, w których kobieta czuje, że ma u boku partnera. Ale są też takie, w których zamiast mężczyzny jest… duży chłopiec. I to nie w metaforycznym sensie. Po prostu: dorosły mężczyzna, który nie wie, jak się żyje.

Nie umie ogarnąć urzędowych spraw. Gubi dokumenty. Nie pamięta o terminach. Nie potrafi wypełnić prostego formularza, złożyć wniosku, ani nawet zadzwonić, żeby się czegoś dowiedzieć. Panikuje, gdy ma sam porozmawiać z kimś przez telefon. A najlepiej, żebyś to wszystko załatwiła Ty. Bo Ty „lepiej umiesz”.

I pewnie kiedyś to robiłaś. Z troski. Z miłości. Bo było szybciej. Bo przecież jesteście razem.

Ale po kilku latach coś zaczyna w Tobie pękać. Bo nagle okazuje się, że Twój związek to tak naprawdę jednoosobowa firma zarządzania życiem dwóch osób.

 Przykłady z życia:

„Mój mąż nie wie, gdzie się składa wniosek o dowód. On się gubi na stronie gov.pl. Muszę

mu wszystko znaleźć, wydrukować, powiedzieć, co zaznaczyć.”

„Zgubił ubezpieczenie samochodu. Powiedział: 'To sobie załatw, bo Ty się znasz'. Nawet nie próbował zrozumieć.”

„Dzwonię, przypominam, wypełniam za niego papiery do lekarza. A jak mówię, że mam dość, to słyszę: 'Przecież Ty i tak robisz to lepiej'.”

„Nie umie się odnaleźć w żadnej procedurze. Wkurza się, jak trzeba coś przeczytać. Od razu się poddaje.”

Możesz sobie wyobrazić takie sceny. On siedzi z telefonem w ręku i mówi: „Weź, sprawdź, co mam kliknąć, bo ja się w tym nie łapię”. Albo dzwoni ktoś z banku, a on podaje Ci słuchawkę, mówiąc: „Ty pogadaj, bo ja nie wiem, o co chodzi”. Idzie do urzędu i wraca z pustymi rękami, bo „nie wiedział, gdzie pójść”, „nikt nic nie powiedział” albo „kolejka była za duża”. W rzeczywistości po prostu się przestraszył i wycofał. A Ty - znowu bierzesz wszystko na siebie.

I tak dzień po dniu. Rok po roku. Jego chaos staje się Twoją odpowiedzialnością. Jego lęk - Twoim zadaniem. Jego zaniedbanie - Twoim projektem do naprawy.

Co mówią terapeuci?

poniedziałek, 17 listopada 2025

Żałujemy nie tego, że ktoś odszedł - tylko tego, czego nie zrobiliśmy

Czasem zastanawiam się, ile chwil w życiu przeszło nam między palcami tylko dlatego, że myśleliśmy: „jeszcze zdążymy”.

Jeszcze powiemy. Jeszcze się spotkamy. Jeszcze przytulimy.

Zawsze jest jakieś „potem”. Aż pewnego dnia... już go nie ma.

Nie planujemy straty.

Nie jesteśmy gotowi na to, że ktoś może zniknąć nagle, bez ostrzeżenia, bez rozmowy, bez pożegnania.

A przecież to się dzieje. Codziennie.

I zostaje cisza.

Nie śmierć boli najbardziej. Tylko to, co niewypowiedziane.

Pamiętam taki dzień.

Dzień, w którym dowiedziałam się, że osoba, z którą mogłam porozmawiać, już nigdy nie odbierze telefonu.

A ja… tyle razy miałam ją na myśli. Tyle razy byłam o włos od wiadomości.

I zawsze „jutro”. „Po weekendzie”. „Kiedy będzie lepszy moment”.

Tyle że już nie będzie.


I nie bolało to, że jej nie ma.

Bolało to, że za życia nie usłyszała, że była ważna.

Dlaczego tak często odkładamy wszystko, co najważniejsze?

Bo się boimy, że wyjdziemy na słabych.

Bo duma nie pozwala się zbliżyć.

Bo nie chcemy „zawracać głowy”, „narzucać się”, „psuć atmosfery” rozmowami o emocjach.


A potem życie przerywa te relacje dokładnie tam, gdzie je zostawiliśmy.

I zostajemy z żalem.

Z listą rzeczy, których nie zdążyliśmy zrobić, powiedzieć, poczuć razem.

sobota, 15 listopada 2025

Nie umiem się kłócić. Bo nigdy mnie tego nie nauczono.

W moim domu się nie kłócono.

To znaczy - nie było wrzasków, rzucania talerzami, przekleństw. Ale nie było też rozmowy.

Było zimne milczenie. Ciche dni. Udawanie, że wszystko jest okej, kiedy każdy miał w sobie bałagan.

Nie wiedziałam, że można inaczej. Że można się posprzeczać i... nadal być blisko.

Długo myślałam, że mówienie o tym, co boli, to forma kłótni.

A kłótnia to zło.

Więc kiedy zaczynałam mówić, co leży mi na wątrobie - sądziłam, że robię coś dobrego. Ale to nie była rozmowa. To były zarzuty. Zamiast „czuję się zraniona” - mówiłam „bo ty zawsze...”.

Nie wiedziałam, że to nie jest to samo. Że można się kłócić mądrze.


Jak wyglądały moje „kłótnie”?


Nie było ich wiele.

Było raczej duszenie emocji, potem wybuch - a potem chłód. Albo wycofanie się. Milczenie.

W relacjach mówiłam za dużo... albo nie mówiłam nic.

Nie wiedziałam, że komunikat „czuję się pomijana” to nie to samo, co „nigdy się mną nie interesujesz”.

Nie wiedziałam, że można mówić o emocjach, nie obwiniając.

Nie umiałam się zatrzymać.

Nie umiałam się godzić.


To nie kłótnia, to zarzut - różnica, którą warto znać

czwartek, 13 listopada 2025

Każdego dnia dostajesz 86 400 sekund. Czy wiesz, na co je naprawdę tracisz?

Wyobraź sobie, że codziennie rano na Twoje konto wpływa 86 400 zł.

Masz dokładnie 24 godziny, żeby je wydać.

Nie możesz ich zaoszczędzić. Nie możesz przenieść ich na jutro.

Jeśli nie wykorzystasz - przepadają.

Brzmi jak absurd, prawda?

A jednak dokładnie tak działa coś znacznie cenniejszego niż pieniądze.

Czas.

Każdego dnia dostajesz 86 400 sekund.

Co z nimi robisz?

Znam tę historię od lat. Krąży w różnych wersjach - czasem jako przypowieść buddyjska, czasem jako motywacyjny cytat.

Ale tak naprawdę zaczęłam ją rozumieć dopiero wtedy, kiedy złapałam się na czymś zupełnie zwyczajnym.

Był wieczór. Kolejny dzień za mną.

Nic wielkiego się nie wydarzyło. Ale... coś mnie uwierało.

Pomyślałam:

- Co właściwie zrobiłam dziś dla siebie?

- Na co poszło moje 86 400 sekund?

I nagle… pusto.

wtorek, 11 listopada 2025

Zanim skrytykujesz innych - historia, która uczy pokory i zmienia spojrzenie

Czasem jesteśmy szybsi w ocenianiu niż w oddychaniu. Ktoś zrobi coś nie po naszej myśli - i już mamy gotowy komentarz. Zdarzyło Ci się?

Mnie tak. I pewnie nie raz.

Ta opowieść przypomniała mi coś ważnego. Ale najpierw - posłuchaj.

Był kiedyś młody mnich, bardzo oddany swojej drodze. Sumienny, zdyscyplinowany, wymagający - przede wszystkim wobec siebie. Nie odpuszczał. Wszystko miało być zrobione dokładnie, zgodnie z zasadmi, najlepiej jak się da. Ale z czasem coś się zmieniło. Im bardziej próbował być „czysty”, tym bardziej drażniło go, że inni nie przykładają się tak samo.

Zaczął widzieć drobiazgi: ktoś nie złożył szaty równo, ktoś się spóźnił na modlitwę, ktoś coś powiedział nie tak, jak trzeba. Z dobrych chęci - naprawdę - zaczął poprawiać. Upominał. Mówił, jak powinno być. Uważał, że pomaga.

Pewnego dnia mistrz, który wszystko to obserwował, wręczył mu swoją szatę i powiedział spokojnie:

- Wypierz ją dla mnie. Dobrze. Uważnie.

Mnich poczuł się zaszczycony. Dokładnie wyprał szatę, kilkakrotnie płukał, rozwiesił na słońcu, suszył, wygładził. Był dumny z efektu - biała, świeża, idealna.

Oddał ją mistrzowi z poczuciem dobrze wykonanej pracy.

Mistrz spojrzał, wziął materiał w ręce, zbliżył do oczu i powiedział cicho:

- Dobra robota. Ale tu... tu jest jeszcze mała plamka. Widzisz?

niedziela, 9 listopada 2025

Patrzysz, ale mnie nie widzisz? O bólu bycia niewidzialną osobą wśród bliskich

Ciepłe słowa dla Ciebie, która właśnie czytasz i czujesz się niewidzialna - tak, Ty, która codziennie dajesz z siebie wszystko, a mimo to bliscy nie zauważają Twojego zmęczenia, bólu, zmian, które dzieją się w Tobie.

Czy zdarzyło Ci się, że ktoś nie zauważył Twojej nowej fryzury? Albo że Twoja mimika, Twoje gesty, Twoje ciche „wszystko jest w porządku” przeszły obok jak powiew wiatru? Może czujesz się, jakbyś była obok, ale tak naprawdę Cię nie ma - jakbyś była przezroczysta.

To bolesne uczucie samotności, która nie polega na byciu samemu, lecz na tym, że jesteś obok ludzi, a nikt Cię nie widzi naprawdę. Nikt nie pyta, jak się czujesz. Nikt nie słyszy Twojego cichego wołania o zrozumienie.

Dobrze, że tu jesteś - to pierwszy krok, żeby poczuć, że nie jesteś sama. Ciepłe słowa, które tu znajdziesz, to wsparcie dla Twojego serca. A także proste pytania, które pomogą Ci zatrzymać się na chwilę i spojrzeć na siebie z troską.

Zadaj sobie te pytania:

  • Czy czuję się zauważona w moim codziennym życiu?

  • Kiedy ostatnio ktoś naprawdę widział moje emocje, zmęczenie, ból?

  • Jak często słyszę, że przesadzam, choć w środku krzyczę?

  • Co mogę zrobić, żeby zacząć być widziana - najpierw przez siebie, a potem przez innych? Nie musisz się ukrywać ani czekać na cud. Jesteś ważna, jesteś widzialna - nawet jeśli inni tego nie zauważają. Pozwól sobie na oddech, na prawdę i na ciepłe słowa, które mogą przyjść od kogoś, kto rozumie.

Są tacy ludzie, którzy patrzą - ale nie widzą. Mieszkają z Tobą pod jednym dachem, mijają Cię w kuchni, kładą się obok w łóżku. I nie widzą.

Nie widzą bałaganu, który od rana próbujesz ogarnąć, choć ledwo stoisz na nogach. Nie zauważają Twojej nowej fryzury, choć spędziłaś u fryzjera pół dnia. Nie słyszą cichego westchnienia, kiedy opadasz bez sił na krzesło. Nie czytają z Twojej twarzy, że coś w Tobie pękło.

piątek, 7 listopada 2025

Czym jest uważność i jak ją ćwiczyć, gdy głowa pęka od myśli?

Uważność to nie moda ani sztuczka na stres. To sposób, by przestać uciekać.

Od siebie. Od emocji. Od przeciążenia, które z czasem odbiera smak wszystkiemu.

To nie jest droga na skróty - to droga do siebie. Małymi krokami.

🔹 Co to właściwie znaczy „być uważnym”?

To nie znaczy być spokojnym.
To znaczy zauważyć, że wcale spokojna nie jesteś - i dać sobie na to miejsce.

To:
- poczuć napięcie w karku, zanim stanie się migreną,
- zauważyć, że znowu od tygodnia nie oddychasz pełną piersią,
- usłyszeć, że Twój głos staje się coraz bardziej ostry bo w środku pęka Ci serce,
- zatrzymać się w połowie zjadanej w biegu kanapki i zadać pytanie: co ja tak naprawdę teraz czuję?

To takie momenty, które dzieją się między „zadań do odhaczenia”. I które można łatwo przeoczyć - jeśli nie jesteś obecna.

🔹 Małe przykłady z życia. Prawdziwe.

Bo właśnie na nich buduje się uważność:

🔸 Marta, 37 lat, mama dwójki dzieci, pracuje w domu.
Zaczęła ćwiczyć uważność po tym, jak kolejny raz nakrzyczała na dziecko „za nic”. Czuła się winna i wykończona. Zamiast zaczynać od wielkich zmian, postanowiła… obserwować siebie w chwilach napięcia.
Zaczęła prowadzić notatnik emocji. Co wieczór zapisywała: „Kiedy dziś mnie coś ruszyło? Co wtedy czułam w ciele? Co chciałam zrobić, a co zrobiłam?”.
Po kilku tygodniach zauważyła, że lepiej rozumie swoje wybuchy - i częściej łapie je w pół kroku.

środa, 5 listopada 2025

Nie wiem, czy to intuicja - jak ją rozpoznać i nauczyć się jej słuchać

Myślisz, że nie masz intuicji? Bo jej nie słyszysz, nie ufasz, nie potrafisz odróżnić?

To nie znaczy, że jej nie masz.

To znaczy tylko tyle, że nikt Cię nie nauczył, jak ją rozpoznać.

I nie jesteś z tym sama. Większość z nas została nauczona analizować, kalkulować, przewidywać i rozpisywać „za” i „przeciw”. Intuicja? To miało być dobre na wróżby albo dla artystów. A nie do prawdziwego życia.

A przecież w prawdziwym życiu czasem coś czujesz.

Ale nie wiesz, skąd się to wzięło.

I zaraz to gasisz myślami:

„Może mi się tylko wydaje. Może to nie racjonalne.”

I zostajesz w głowie.

A intuicja - ta cicha, spokojna część Ciebie - zostaje zagłuszona.

Intuicja to nie głos, który przerywa chaos.

To światło, które w chaosie trzeba odgrzebać.

Wyobraź sobie, że intuicja to delikatne światło w pokoju pełnym hałasu.

Nie zobaczysz go, dopóki nie wyłączysz wszystkiego innego.

Nie przebije się przez krzyk lęków, analiz i cudzych oczekiwań.


Czasem zachowuje się jak pies, który podchodzi nieufnie. Jeśli w nim krzyczysz i biegasz - nie podejdzie. Ale jak usiądziesz spokojnie, cicho, bez nacisku - wtedy powoli się zbliża. I siada obok.


Czym właściwie jest intuicja?

Nie ma jednej definicji. Ale można to powiedzieć po ludzku: Intuicja to Twoja cicha mądrość.

Nie opiera się na myśleniu. Nie podaje dowodów. Nie pisze Ci maila z argumentami.

To bardziej jak:

- nagłe przeczucie,

- niepokój, którego nie umiesz wytłumaczyć,

- spokój, który czujesz mimo że sytuacja wygląda strasznie,

- myśl, która wraca mimo Twoich prób jej zignorowania.

To reakcja ciała i serca, zanim włączy się głowa.


Dlaczego nie umiemy jej słuchać?

poniedziałek, 3 listopada 2025

Poniżanie w związku, małżeństwie i przyjaźni - jak wygląda naprawdę i co robisz drugiemu człowiekowi

Nie trzeba krzyczeć, żeby ranić.

Nie trzeba wyzywać, żeby kogoś zniszczyć.  Czasem wystarczy ton głosu.

Słowo wypowiedziane z pogardą.

Albo,jeszcze gorzej - żart, który śmieszy tylko jedną stronę.

Czym jest poniżanie?

To moment, gdy druga osoba po rozmowie z tobą czuje się… mniejsza. Głupsza. Przesadzona. Zawstydzona.

Poniżanie to nie tylko wyzwiska. To także:

ironiczne komentarze wymierzone w czuły punkt („No przecież ty zawsze wszystko źle rozumiesz”),


poprawianie kogoś publicznie z wyższością w głosie,


„żarty”, które nie śmieszą, tylko trafiają w kompleks,


reagowanie na emocje słowami: „Ale ty jesteś przewrażliwiona”,


przypominanie błędów z przeszłości, by kogoś uciszyć.


„To tylko żart” - czyli maskowanie przemocy


To jedna z najczęstszych form ukrytego poniżania.


 „Nie przesadzaj, to tylko żart!”

sobota, 1 listopada 2025

Tęsknota, która nie mija. Zwłaszcza 2 listopada


Nie trzeba Dnia Zadusznego, by tęsknić. Tęsknimy w sklepach, gdy widzimy ich ulubiony jogurt. W autobusie, gdy ktoś ma identyczną czapkę. Tęsknimy rano przy kawie, w pustym łóżku, w dźwięku ciszy, która kiedyś była rozmową.

Ale 2 listopada to dzień, który wydobywa tęsknotę na wierzch. W tym dniu ona nie chowa się w rutynie, nie ucieka w obowiązki. Staje z nami w kolejce do zniczy. Siada obok na cmentarnej ławce. Przypomina: "Pamiętasz mnie? Nadal tu jestem. W Tobie".

Dom, w którym kiedyś tętniło życie, teraz bywa zbyt cichy. Są ludzie, którzy wracają po pogrzebie do miejsca, w którym wszystko przypomina - i nic już nie jest takie samo. Na początku chodzą na cmentarz codziennie, jakby to miało coś naprawić. Potem co tydzień. Potem raz w miesiącu. Aż w końcu... może raz w roku. Ale tęsknota nie zmniejsza się proporcjonalnie do liczby odwiedzin. Ona po prostu uczy się nowych dróg - wchodzi do snów, do wspomnień, do zdjęć trzymanych w szufladzie.

Czas nie leczy ran. Tylko uczy nas, jak z tą raną żyć. Jak otulić miejsce, które boli, zamiast je ignorować.

Może dziś zapalisz znicz. Ale może też tylko zamkniesz oczy i szepniesz coś do kogoś, kto kiedyś był całym Twoim światem. Obie wersje są w porządku.


„Pierwszy listopad po śmierci męża był dla mnie nie do zniesienia. Ale to 2 listopada rozwaliło mnie na drobne. Wszyscy już wrócili do swoich spraw, a ja zostałam z ciszą. Poszłam na cmentarz. Usiedziałam 10 minut. Wróciłam do domu. I wtedy się rozryczałam. Bo nie miałam już komu zrobić herbaty, nie miał mi kto powiedzieć 'zimno się ubierz'. Ten dzień uświadomił mi, że nie chodzi tylko o stratę bliskiego - chodzi o stratę codzienności, wspólnego życia, rytuałów.”


🕯 Zrób dziś coś symbolicznego - zapal świeczkę w domu, powiedz coś do zdjęcia, napisz list do tej osoby. Nie trzeba być na cmentarzu, żeby być blisko.