czwartek, 30 października 2025

Jak spotkać się z samą sobą i nie uciec - gdy życie w końcu Cię zatrzymuje

 Czasem spotkanie, które zmienia wszystko, nie dzieje się z drugim człowiekiem. Nie ma fajerwerków, spojrzeń, które przeszywają na wylot. Nie ma też tej wygodnej narracji: „to przez niego, przez nią, przez życie”. Czasem najtrudniejsze, najbardziej przełomowe spotkanie to to, które odbywa się w ciszy. Bez zaproszenia. Bez planu. Tylko Ty. I Ty.

Przez wiele lat byłam mistrzynią w uciekaniu. Nie fizycznie - ja byłam zawsze „tu”, zawsze odpowiedzialna, zawsze obecna. Ale wewnętrznie - nie było mnie dla siebie wcale. Zawsze był ktoś do zaopiekowania. Sprawa do załatwienia. Problem do rozwiązania. Emocje innych, które trzeba unieść, bo „ja sobie poradzę”.

Nieustannie zajęta. Dobrze zorganizowana. Przewidywalna. I zaskakująco pusta w środku.

Nie wiedziałam, że można żyć tyle lat, nie spotykając się ze sobą naprawdę. Można być matką, partnerką, przyjaciółką, córką, osobą pomocną, ciepłą, wyrozumiałą - i kompletnie nie mieć pojęcia, kim się jest, czego się chce, co się czuje. Można nauczyć się funkcjonować bez kontaktu z samą sobą - na autopilocie, na dostosowaniu, na analizie potrzeb innych. I jeszcze być za to chwaloną.

W moim przypadku spotkanie ze sobą przyszło nagle. Przestałam ogarniać. Przestałam dawać radę. Nie zrezygnowałam - po prostu moje ciało i głowa powiedziały: „Dość”. Nie było już siły, by udawać, że wszystko gra. Wszystko się sypało, a ja zostałam sama. I przez chwilę myślałam, że to największa porażka w moim życiu. Dziś wiem, że to był pierwszy moment prawdy.

Bo to była ta chwila: zmyty makijaż, zdjęte role, telefon odłożony na bok. Żadnych zadań. Żadnego towarzystwa. Żadnego tła, które odciąga uwagę. Tylko ja. I coś we mnie, co próbowało się przebić od lat.

W tej ciszy najpierw przyszły głosy: „Nic nie znaczysz.” „Nie potrafisz.” „Jesteś niewystarczająca.” Wszystko to, co przez lata przykrywałam działaniem, zadaniami, relacjami. Wszystko to, co mówiłam sama do siebie, ale tak szybko, że nie zdążyłam nawet usłyszeć.

A potem, zupełnie niespodziewanie, pojawił się dialog.

- Przecież jestem silna.
- Ale nie słyszysz mnie.
- Muszę działać.
- A ja chcę, żebyś została. Na chwilę. Ze mną.
- Po co?
- Bo mnie już za długo nie ma.

To było spotkanie bez wzniosłych słów. Bardziej przypominało milczące trzymanie się za rękę po latach cichego rozstania. Ale wtedy zrozumiałam, że nie chcę już siebie opuszczać. Że jeśli mam iść dalej, to tylko z sobą. Nie obok siebie. Nie mimo siebie. Z sobą.

To nie był przełom jednego wieczoru. To wciąż się dzieje. To codzienna decyzja: czy jestem dziś ze sobą czy znowu gdzieś się rozpraszam? Czy chcę siebie wysłuchać czy znowu siebie przełączam na „tryb zadaniowy”? Czy jestem ze sobą szczerze - również wtedy, gdy mi niewygodnie?

I wtedy przyszło jeszcze jedno pytanie, którego nie potrafię wyrzucić z głowy:

Co jeśli całe życie próbujemy zasłużyć na uwagę innych, bo nigdy nie nauczyliśmy się dawać jej sobie?

W tym wszystkim nauczyłam się jednego: samotność to nie to samo, co bycie ze sobą. Można być w tłumie i być samotną. Można być w związku i czuć się niezrozumianą. Ale można też być samą w pokoju i czuć się głęboko połączoną z tym, kim się jest. I to połączenie daje spokój. I siłę.

Nie mówię, że to łatwe. Nikt nas nie uczy, jak być dla siebie. Jak siebie słuchać. Jak rozpoznać swoje „tak” i swoje „nie”. Ale to jest coś, co można odzyskać. Cicho. Po kawałku. Bez presji. Bez udawania. I właśnie wtedy - zaczynasz być naprawdę blisko siebie.

❓A Ty?

  • Kiedy ostatni raz usiadłaś sama ze sobą - bez ekranów, bez rozmów, bez planów?

  • Jakie emocje przychodzą, gdy nie musisz być „dla kogoś”?

  • Co w Tobie czeka na spotkanie, na wysłuchanie, na objęcie?




Czasem najważniejsze spotkanie to to, którego tak długo unikałaś - ze sobą samą. Nie czekaj aż życie Cię zatrzyma. Usiądź. Zostań. Posłuchaj. Tam jesteś Ty.


proszę o zostawienie komentarza, zaobserwowanie i  


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz