Było samotnie, nawet w tłumie rodziny. I długo, bardzo długo szukałam tego domu w ludziach. W związkach. W miejscach. Myślałam, że ktoś zbuduje go dla mnie. Że jeśli tylko kogoś pokocham, to on stanie się moim domem. I wiesz co? To nie działa. Dopiero niedawno zrozumiałam coś ważnego: dom to nie jest miejsce, do którego się wraca — to przestrzeń, którą nosi się w sobie. A jeśli go w sobie nie zbudujesz, zawsze będziesz błądzić. Zawsze będziesz szukać, gonić, pragnąć. I nigdy nie poczujesz, że jesteś „u siebie”. Dziś uczę się budować ten dom od nowa. Cegła po cegle. Bez pośpiechu. Z czułością. To dom, w którym mogę płakać i nie być oceniana. W którym śmiech nie musi być grzeczny, a błędy nie są karane ciszą. Dom, w którym mogę być sobą — czasem silną, czasem kruchą. Ale zawsze prawdziwą. I chcę Ci powiedzieć jedno, bo wiem, że to ważne: jeśli też nie miałaś domu, którego potrzebowałaś — masz prawo go sobie stworzyć. Nie jesteś za późno. Nie jesteś za słaba. Masz wszystko, czego trzeba, by zbudować miejsce, w którym wreszcie będzie Ci dobrze.
Morał? Nie każda z nas miała dom, ale każda może nim się stać — dla siebie samej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz