Chcę napisać coś, co może nie powinno się pisać na głos.
Ale jeśli tego nie powiem - kto to powie za mnie?
Coraz częściej trafiam na ludzi, którzy żyją w cieniu czyjejś choroby.
Żony, które opiekują się mężami, bo tamci nie
wstają już z łóżka. Mężowie, którzy noszą na sobie cały dom, bo ich partnerka od miesięcy zmaga się z bólem, który nie odpuszcza.Przyjaciele, dzieci, partnerzy - wszyscy na swoich stanowiskach, codziennie, bez zwolnienia, bez „mam dość”.
I czasem jestem jedną z nich.
A czasem tylko słucham. I każda z tych historii boli tak samo.
Na początku robisz wszystko z miłości. I nadal robisz - tylko że z czasem zaczyna się w Tobie odzywać zmęczenie.
Bo Twoje życie już nie jest Twoje. Bo wszystko się zmieniło, a Ty nie miałaś czasu się zatrzymać i zapytać: co ja w ogóle czuję?
I przychodzi moment, który boli najbardziej.
Nie wtedy, gdy chory jęczy. Nie wtedy, gdy nie śpisz trzecią noc.
Tylko wtedy, gdy w Twojej głowie pojawia się myśl, której nikt nie wypowiada na głos:
„Nie mogę już. Może lepiej, żeby to się wreszcie skończyło…”
I nagle czujesz, że jesteś najgorszym człowiekiem świata.
Bo przecież kochasz.
Bo przecież nie wolno tak myśleć.
Bo przecież on/ona walczy, a Ty… się poddajesz?
Ale to nie tak.
To nie znaczy, że chcesz źle.
To znaczy, że jesteś człowiekiem. I że masz prawo nie dawać rady.
Nikt nas nie uczy, jak żyć obok cierpienia.
Jak godzić miłość z bezsilnością.
Jak opiekować się kimś i nie tracić siebie.
I czasem jedyne, czego potrzebujesz, to 15 minut dziennie, by pobyć w drugim pokoju.
Albo wyjść na balkon.
Albo zamknąć się w łazience i po prostu płakać.
Wiem, co powiesz:
"Ale jak mam to zrobić, skoro on/ona mnie woła? Skoro potrzebuje?"
Jedna z koleżanek, która opiekowała się chorą mamą, usłyszała od pielęgniarki słowa, które zapamiętała na zawsze:
"Jej nie dzieje się krzywda. Ty też musisz żyć."
Bo opiekun też ma swoje serce. Swój oddech.
Swoją granicę.
Czasem te myśli przychodzą po cichu.
Nie dlatego, że nie kochasz.
Tylko dlatego, że serce nie daje już rady.
Nie chcesz widzieć bólu ukochanej osoby. Nie chcesz patrzeć, jak znika dzień po dniu.
I czasem w głowie pojawia się myśl: "Może lepiej, żeby to się już skończyło".
A potem przychodzi strach, wstyd, poczucie winy, jakbyś popełniła najcięższy grzech.
Ale może to nie grzech, tylko ludzka bezradność, której nikt Cię nie nauczył przeżywać?
Może to tylko umysł, który próbuje coś zrozumieć - w świecie, w którym nic nie ma sensu?
Nie jesteś zła. Nie jesteś okrutna. Jesteś zmęczona. I wciąż kochasz, nawet jeśli ta miłość boli.
A teraz zatrzymaj się.
Zadaj sobie pytanie: czy Ty w tym wszystkim jeszcze masz siebie?
Bo żeby kogoś dalej kochać - trzeba nie zapomnieć o sobie.
Pozwól sobie poczuć. Pozwól sobie pomyśleć. Pozwól sobie istnieć - nie tylko jako opiekun.
Nie jesteś sama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz