Zawsze czułam, że w człowieku jest coś więcej niż to, co widzimy. Coś głębszego, cichszego, nieuchwytnego dla oka - a jednak tak prawdziwego. To dusza. Delikatna, jak muśnięcie wiatru, ale silna jak wieczność.
Ciało to tylko dom, w którym chwilowo mieszkamy. Przemija, zmienia się, czasem boli, ale dusza... dusza jest jak światło, którego nie można zgasić. Nosi w sobie wspomnienia, emocje, tęsknoty - i choć czasem nie potrafimy ich nazwać, one są. Cicho przypominają, że istnieliśmy już wcześniej. Że jesteśmy w drodze.
Reinkarnacja daje mi spokój. To myśl, że nasze istnienie nie kończy się w jednym momencie, w jednej wersji życia. To raczej niekończąca się podróż – przez miejsca, czasy, spotkania i doświadczenia. Dusza się rozwija, uczy, leczy rany, odnajduje to, co kiedyś zgubiła.
Bywa, że czuję z kimś niesamowitą bliskość od pierwszej chwili. Jakbyśmy już się znali, choć nasze oczy widzą się pierwszy raz. Może to echo dawnych więzi? Miłość, która trwa poza czasem? Może obietnica, że znów się znajdziemy – nawet jeśli życie rozrzuca nas w różnych wcieleniach?
Myślę też, że to, co dziś kochamy, czego się uczymy, z czym się zmagamy - to nie przypadek. Nasza dusza wybiera lekcje, które są jej potrzebne. I czasem trudne chwile są właśnie po to, by nas wzmocnić. A my, nawet nieświadomie, wciąż idziemy dalej.
To piękne wiedzieć, że nic się nie kończy naprawdę. Że każdy gest dobroci, każda chwila szczerości, każda łza czy śmiech – to nie znikają. One zostają. Wracają do nas, choćby w innym czasie, w innym ciele, w innej opowieści.
Bo dusza się nie kończy. Ona pamięta. I wierzę, że prowadzi nas tam, gdzie naprawdę powinniśmy być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz