wtorek, 11 listopada 2025

Zanim skrytykujesz innych - historia, która uczy pokory i zmienia spojrzenie

Czasem jesteśmy szybsi w ocenianiu niż w oddychaniu. Ktoś zrobi coś nie po naszej myśli - i już mamy gotowy komentarz. Zdarzyło Ci się?

Mnie tak. I pewnie nie raz.

Ta opowieść przypomniała mi coś ważnego. Ale najpierw - posłuchaj.

Był kiedyś młody mnich, bardzo oddany swojej drodze. Sumienny, zdyscyplinowany, wymagający - przede wszystkim wobec siebie. Nie odpuszczał. Wszystko miało być zrobione dokładnie, zgodnie z zasadmi, najlepiej jak się da. Ale z czasem coś się zmieniło. Im bardziej próbował być „czysty”, tym bardziej drażniło go, że inni nie przykładają się tak samo.

Zaczął widzieć drobiazgi: ktoś nie złożył szaty równo, ktoś się spóźnił na modlitwę, ktoś coś powiedział nie tak, jak trzeba. Z dobrych chęci - naprawdę - zaczął poprawiać. Upominał. Mówił, jak powinno być. Uważał, że pomaga.

Pewnego dnia mistrz, który wszystko to obserwował, wręczył mu swoją szatę i powiedział spokojnie:

- Wypierz ją dla mnie. Dobrze. Uważnie.

Mnich poczuł się zaszczycony. Dokładnie wyprał szatę, kilkakrotnie płukał, rozwiesił na słońcu, suszył, wygładził. Był dumny z efektu - biała, świeża, idealna.

Oddał ją mistrzowi z poczuciem dobrze wykonanej pracy.

Mistrz spojrzał, wziął materiał w ręce, zbliżył do oczu i powiedział cicho:

- Dobra robota. Ale tu... tu jest jeszcze mała plamka. Widzisz?

Mnich zamarł. Rzeczywiście - ledwie widoczna, gdzieś przy brzegu, została malutka skaza.

Poczuł wstyd. Zawstydzenie. Rozczarowanie sobą. Przecież tak się starał. Przecież miał być bez zarzutu.

Wtedy mistrz spojrzał na niego ciepło i dodał tylko jedno zdanie:

- Łatwo dostrzec plamy na cudzej szacie. Trudniej zauważyć te, które sami nosimy.

I wtedy coś w nim pękło.

Nie chodziło przecież o szatę.

Chodziło o to, że jego surowe spojrzenie było jak szkło powiększające - skierowane na innych. Ale nigdy na siebie.

Nigdy nie z taką samą surowością. I nigdy z taką samą czułością.

Ta historia długo za mną chodziła.

Bo prawda jest taka: łatwiej zobaczyć cudze błędy niż własne niedoskonałości.

Łatwiej kogoś poprawić, niż siebie zapytać: „A co ja zrobiłabym w tej sytuacji?”

Łatwiej wytknąć, niż spróbować zrozumieć.


A Ty?

Zdarza Ci się „prać” czyjeś życie - a potem z uwagą wytykać, co jeszcze nie domyte?

Zdarzyło Ci się skomentować coś, zanim zapytałaś, z czego to wynikło?

Znasz to uczucie, gdy jesteś przekonana, że „pomagasz” - a tak naprawdę oceniasz?


Nie jesteś w tym sama. Ale możesz to zobaczyć. I wybrać inaczej.

Mistrz nie powiedział nic więcej. Nie musiał.

Mnich już wiedział.


Od tamtego dnia uczył się czegoś trudniejszego niż recytacja sutr czy dyscyplina: łagodności wobec siebie i innych.

Bo nie chodzi o to, żeby świat był bezbłędny.

Chodzi o to, żebyśmy my nauczyli się patrzeć z troską - nie z wyższością.


🔸 Tekst inspirowany klasyczną przypowieścią buddyjską znaną jako „Plama na szacie” (The Stain on the Robe), występującą w różnych wersjach w tradycji theravāda i zen. 🔸



Czasem najbardziej potrzebujemy nie głosu, który nas oceni - ale lustra, które łagodnie pokaże, co naprawdę warto zobaczyć.





  Jeśli ten wpis Ci się spodobał, zostaw komentarz - lubię te małe rozmowy pod postami. Pamiętaj, że przycisk „Obserwuj” jest w bocznym pasku - klik i jesteśmy w kontakcie! A jeśli chcesz sprawić mi drobną przyjemność - zapraszam na kawę:  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz