Mnie tak. I pewnie nie raz.
Ta opowieść przypomniała mi coś ważnego. Ale najpierw - posłuchaj.
Był kiedyś młody mnich, bardzo oddany swojej drodze. Sumienny, zdyscyplinowany, wymagający - przede wszystkim wobec siebie. Nie odpuszczał. Wszystko miało być zrobione dokładnie, zgodnie z zasadmi, najlepiej jak się da. Ale z czasem coś się zmieniło. Im bardziej próbował być „czysty”, tym bardziej drażniło go, że inni nie przykładają się tak samo.
Zaczął widzieć drobiazgi: ktoś nie złożył szaty równo, ktoś się spóźnił na modlitwę, ktoś coś powiedział nie tak, jak trzeba. Z dobrych chęci - naprawdę - zaczął poprawiać. Upominał. Mówił, jak powinno być. Uważał, że pomaga.
Pewnego dnia mistrz, który wszystko to obserwował, wręczył mu swoją szatę i powiedział spokojnie:
- Wypierz ją dla mnie. Dobrze. Uważnie.
Mnich poczuł się zaszczycony. Dokładnie wyprał szatę, kilkakrotnie płukał, rozwiesił na słońcu, suszył, wygładził. Był dumny z efektu - biała, świeża, idealna.
Oddał ją mistrzowi z poczuciem dobrze wykonanej pracy.
Mistrz spojrzał, wziął materiał w ręce, zbliżył do oczu i powiedział cicho:
- Dobra robota. Ale tu... tu jest jeszcze mała plamka. Widzisz?
Mnich zamarł. Rzeczywiście - ledwie widoczna, gdzieś przy brzegu, została malutka skaza.
Poczuł wstyd. Zawstydzenie. Rozczarowanie sobą. Przecież tak się starał. Przecież miał być bez zarzutu.
Wtedy mistrz spojrzał na niego ciepło i dodał tylko jedno zdanie:
- Łatwo dostrzec plamy na cudzej szacie. Trudniej zauważyć te, które sami nosimy.
I wtedy coś w nim pękło.
Nie chodziło przecież o szatę.
Chodziło o to, że jego surowe spojrzenie było jak szkło powiększające - skierowane na innych. Ale nigdy na siebie.
Nigdy nie z taką samą surowością. I nigdy z taką samą czułością.
Ta historia długo za mną chodziła.
Bo prawda jest taka: łatwiej zobaczyć cudze błędy niż własne niedoskonałości.
Łatwiej kogoś poprawić, niż siebie zapytać: „A co ja zrobiłabym w tej sytuacji?”
Łatwiej wytknąć, niż spróbować zrozumieć.
A Ty?
Zdarza Ci się „prać” czyjeś życie - a potem z uwagą wytykać, co jeszcze nie domyte?
Zdarzyło Ci się skomentować coś, zanim zapytałaś, z czego to wynikło?
Znasz to uczucie, gdy jesteś przekonana, że „pomagasz” - a tak naprawdę oceniasz?
Nie jesteś w tym sama. Ale możesz to zobaczyć. I wybrać inaczej.
Mistrz nie powiedział nic więcej. Nie musiał.
Mnich już wiedział.
Od tamtego dnia uczył się czegoś trudniejszego niż recytacja sutr czy dyscyplina: łagodności wobec siebie i innych.
Bo nie chodzi o to, żeby świat był bezbłędny.
Chodzi o to, żebyśmy my nauczyli się patrzeć z troską - nie z wyższością.
🔸 Tekst inspirowany klasyczną przypowieścią buddyjską znaną jako „Plama na szacie” (The Stain on the Robe), występującą w różnych wersjach w tradycji theravāda i zen. 🔸
Czasem najbardziej potrzebujemy nie głosu, który nas oceni - ale lustra, które łagodnie pokaże, co naprawdę warto zobaczyć.
Jeśli ten wpis Ci się spodobał, zostaw komentarz - lubię te małe rozmowy pod postami. Pamiętaj, że przycisk „Obserwuj” jest w bocznym pasku - klik i jesteśmy w kontakcie! A jeśli chcesz sprawić mi drobną przyjemność - zapraszam na kawę:

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz