poniedziałek, 30 czerwca 2025

Mniej ludzi, więcej prawdy

Jakiś czas temu spojrzałam na swój telefon i… coś we mnie pękło. Prawie 490 kontaktów. Imiona, nazwiska, czasem tylko inicjały albo dziwne pseudonimy.
Większości z tych ludzi nie widziałam od lat. Niektórzy składali mi życzenia urodzinowe raz w roku, bo Facebook im przypomniał, a i tak nie mieli pojęcia, co się u mnie dzieje. Inni milczeli całkowicie – byli, bo kiedyś ich znałam, bo „głupio było usuwać”.
Zaczęłam porządki. Najpierw usunęłam Facebooka. Zniknęła cała ta sieć pozornych znajomości, pustych lajków, zdawkowych komentarzy. Później wzięłam telefon i po kolei – nazwisko po nazwisku – przeglądałam kontakty. Jeśli nie miałam z kimś kontaktu przez pół roku, rok… usuwałam. Nie z żalem, nie ze złością. Z ulgą. Bo to nie byli ludzie, którzy mnie znali. Nie wiedzieli, jak pachnie mój poranek ani jak wygląda mój śmiech. Nie byli obecni, gdy naprawdę tego potrzebowałam.

Zostali Ci, którzy dzwonią bez okazji. Którzy pamiętają nie tylko moje urodziny, ale i zwykły dzień, w którym mi źle. Zostali ci, którzy wnoszą ciepło, szczerość, prawdę. Bo relacje to nie liczby. To obecność. Reszta? To tylko cyfry w telefonie. I już ich tam nie ma. Z czasem zrozumiałam, że nie ilość ludzi wokół mnie świadczy o tym, kim jestem, ale jakość relacji, które pielęgnuję. Te 490 kontaktów to był jakiś symbol — jakby im więcej, tym lepiej. A ja przecież czułam się coraz bardziej samotna. Im więcej miałam ludzi „pod ręką”, tym rzadziej ktoś naprawdę do mnie pisał z troską, bez powodu. Tylko dlatego, że jestem.

Zaczęłam zadawać sobie pytania: czy ta osoba wie, co teraz przeżywam? Czy byłaby obok, gdybym naprawdę potrzebowała wsparcia? Czy ja w ogóle znam jej głos, nie tylko zdjęcie profilowe? Zaskakująco często odpowiedź brzmiała: nie.

I tak zaczęło się oczyszczanie. Nie tylko telefonu, ale też mojego świata. Usuwanie nie było zemstą ani aktem gniewu. Było troską o siebie. O swoje emocje. O spokój. O to, by nie tracić energii na relacje, które są jednostronne, które trzymają się wyłącznie na sentymencie albo przyzwyczajeniu.

Zostało niewielu. Ale dziś wiem, że jeśli napiszę do kogoś o drugiej w nocy – dostanę odpowiedź. Może nie natychmiast, ale szczerą. Dziś wolę mieć trzy osoby, z którymi mogę milczeć bez skrępowania, niż setkę, przed którymi muszę udawać, że wszystko gra.

To nie jest samotność. To wolność.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz