Nie chcę już.
Nie wiem, czy to wypalenie. Czy zmęczenie. Czy po prostu ta ostatnia kropla, która spada po cichu i robi w środku powódź.
Ale dziś, jeśli mam być ze sobą szczera - nie mam siły już być silna.
Nie mam siły wstawać rano i robić pozorów, że wszystko gra. Nie mam siły być grzeczna, produktywna, uprzejma i wdzięczna za każdy okruch.
Nie mam siły udawać, że mnie nie boli.
Wypaliło się. Jak knot, co się palił za długo. Bez oliwy. Bez przerwy. Bez miłości.
Dla innych, zawsze dla innych.
Za cenę siebie.
Kiedyś byłam kimś innym. Pamiętam to jak przez mgłę - dziewczynę, która śmiała się z całych sił, bez powodu.
Mówiła: „zobacz, jakie piękne niebo!” i naprawdę to widziała. Potrafiła usiąść na schodach z kubkiem herbaty i po prostu... być.
Zanim zaczęła codziennie udowadniać, że zasługuje. Na uwagę. Na szacunek. Na to, by ją traktować poważnie.
Zanim nauczyła się, że jeśli będzie „tą niezawodną”, to nikt jej nie zostawi.
Zanim tak bardzo wpasowała się w oczekiwania, że aż zniknęła.
I nikt tego nie zauważył.
Bo przecież wszystko było w porządku. Ogarnięta. Punktualna. Zawsze uśmiechnięta. Nie robiła problemów. Nie zawalała. Nie płakała przy ludziach.
Ona? Przecież zawsze daje radę.
Aż przestała. W środku.
I to nie jest dramat. To nie jest „punkt zwrotny”.
To jest cisza. Taka, co zżera od środka.
To jest samotność w tłumie.
To jest próba wzięcia głębokiego oddechu… i odkrycie, że powietrza już nie ma.
To nie bunt. To zmęczenie.
To nie kaprys. To krzyk, który nie ma siły się wydostać.
Nie chcę, żeby ktoś mnie teraz naprawiał.
Nie chcę motywacyjnych haseł ani rad.
Nie potrzebuję planu ani mapy wyjścia z tego stanu.
Chcę tylko jednego: żeby było bezpiecznie. Żeby można było się rozpaść. Po cichu. Bez oczu innych. Bez presji, że jutro mam wrócić do roli „silnej kobiety”.
Chcę mieć prawo na chwilę zniknąć z czyichś oczekiwań.
Chcę poczuć, że nie muszę już wszystkiego dźwigać.
I może…
może jeśli będę wystarczająco długo w tej ciszy,
jeśli ktoś przy mnie po prostu usiądzie - bez słów, bez pośpiechu
to znajdę w sobie maleńkie „jeszcze”. Jeszcze nie teraz, ale może kiedyś.
Jeszcze nie koniec.
Czasem wystarczy jedno zdanie, by coś w kimś się zatrzymało. Jeśli czujesz, że warto - puść to dalej.
Twoje słowa pod postami to dla mnie największa motywacja ❤️
Zachęcam też do kliknięcia przycisku „Obserwuj” po prawej stronie.
A jeśli chcesz postawić mi kawę - link znajdziesz tutaj:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz