Nie każda pomoc jest miłością.
Czasem to strach przed odejściem.
Albo przed byciem niepotrzebną.
Znasz to? Wchodzisz w czyjeś życie z sercem na dłoni. Widzisz, że ktoś tonie - więc rzucasz mu siebie. Swój czas, energię, sen, zdrowie. Swoje „dam radę”. I nawet jeśli on nie prosił - Ty i tak próbujesz ratować. Z nadzieją, że może wystarczy. Może się zmieni. Może przestanie pić, kłamać, znikać, milczeć, ranić.
A potem nagle budzisz się pusta.
Nie dlatego, że ktoś cię ogołocił.
Tylko dlatego, że to ty wszystko oddałaś.
Nie jesteś złą osobą.
Jesteś po prostu kimś, kto mylił miłość z ratunkiem. Kto zamiast siebie chronił innych. Kto myślał, że jeśli da wszystko - to wystarczy za dwoje.
Bo ratownik zawsze tonie pierwszy.
Nie dlatego, że nie umie pływać.
Tylko dlatego, że nie patrzy, czy ktoś chce być ratowany. Wchodzi w relację jak w ocean - z rozpędu, z sercem na wierzchu - i nie zauważa, że ta druga osoba nie macha rękami, tylko trzyma się dna.
I wtedy zaczyna się taniec:
Ty dajesz, on bierze.
Ty rozumiesz, on korzysta.
Ty tłumaczysz, wybaczasz, czekasz.
Aż któregoś dnia zostajesz sama. Z sercem, które nie wie, czy jest jeszcze Twoje.
Bo z miłości do kogoś można się zgubić.
I potem trzeba się powoli z tej roli wypisać.
Bez dramatu. Bez krzyku. Bez „on był potworem”.
Nie był. Po prostu… nie był gotowy.
A ty byłaś zbyt gotowa. Za bardzo. Za wcześnie. Za wszystko.
Czasem miłość to nie ratowanie.
Czasem miłość to puszczenie ręki.
Nie stajesz się wolna w jeden dzień.
To nie wygląda jak objawienie, tylko jak przerywanie schematu. W kółko. Po trochu. Za każdym razem, gdy:
- nie odpiszesz o trzeciej w nocy, choć kiedyś byłaś zawsze,
- nie zrobisz kroku pierwsza, mimo że cisza boli,
- nie tłumaczysz go innym, bo już wiesz, że to nie Twoja odpowiedzialność,
- nie biegniesz z pomocą, bo zaczynasz widzieć, ile cię to kosztuje.
Nie jesteś zła, gdy nie pomagasz.
Nie jesteś egoistką, gdy wybierasz siebie.
Nie jesteś bez serca, gdy mówisz:
„To już nie moje do niesienia.”
To jest miłość.
Do siebie - ta, której wcześniej nie starczyło.
💬 A teraz Ty.
Czy kiedykolwiek czułaś, że kochasz tak bardzo, że aż Cię nie ma?
Że Twoje ratowanie nikogo nie uzdrawia - tylko Ciebie powoli wyczerpuje?
Jeśli tak - zostaw tu jedno słowo. Dla siebie. I dla innych, którzy zrozumieją.
Czasem wystarczy jedno zdanie, by coś w kimś się zatrzymało. Jeśli czujesz, że warto - puść to dalej
Zostaw komentarz, obserwuj ciepłesłowa a może postawisz mi kawę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz