piątek, 29 sierpnia 2025

Nie musisz już nikogo ratować

Naprawdę!!!

Nie każda pomoc jest miłością.

Czasem to strach przed odejściem.

Albo przed byciem niepotrzebną.

Znasz to? Wchodzisz w czyjeś życie z sercem na dłoni. Widzisz, że ktoś tonie - więc rzucasz mu siebie. Swój czas, energię, sen, zdrowie. Swoje „dam radę”. I nawet jeśli on nie prosił - Ty i tak próbujesz ratować. Z nadzieją, że może wystarczy. Może się zmieni. Może przestanie pić, kłamać, znikać, milczeć, ranić.

A potem nagle budzisz się pusta.

Nie dlatego, że ktoś cię ogołocił.

Tylko dlatego, że to ty wszystko oddałaś.

Nie jesteś złą osobą.

Jesteś po prostu kimś, kto mylił miłość z ratunkiem. Kto zamiast siebie chronił innych. Kto myślał, że jeśli da wszystko - to wystarczy za dwoje.

Bo ratownik zawsze tonie pierwszy.

Nie dlatego, że nie umie pływać.

Tylko dlatego, że nie patrzy, czy ktoś chce być ratowany. Wchodzi w relację jak w ocean - z rozpędu, z sercem na wierzchu - i nie zauważa, że ta druga osoba nie macha rękami, tylko trzyma się dna.


I wtedy zaczyna się taniec:

Ty dajesz, on bierze.

Ty rozumiesz, on korzysta.

Ty tłumaczysz, wybaczasz, czekasz.

Aż któregoś dnia zostajesz sama. Z sercem, które nie wie, czy jest jeszcze Twoje.

Bo z miłości do kogoś można się zgubić.

I potem trzeba się powoli z tej roli wypisać.

Bez dramatu. Bez krzyku. Bez „on był potworem”.

Nie był. Po prostu… nie był gotowy.

A ty byłaś zbyt gotowa. Za bardzo. Za wcześnie. Za wszystko.


Czasem miłość to nie ratowanie.

Czasem miłość to puszczenie ręki.


Nie stajesz się wolna w jeden dzień.

To nie wygląda jak objawienie, tylko jak przerywanie schematu. W kółko. Po trochu. Za każdym razem, gdy:


- nie odpiszesz o trzeciej w nocy, choć kiedyś byłaś zawsze,

- nie zrobisz kroku pierwsza, mimo że cisza boli,

- nie tłumaczysz go innym, bo już wiesz, że to nie Twoja odpowiedzialność,

- nie biegniesz z pomocą, bo zaczynasz widzieć, ile cię to kosztuje.


Nie jesteś zła, gdy nie pomagasz.

Nie jesteś egoistką, gdy wybierasz siebie.

Nie jesteś bez serca, gdy mówisz:

„To już nie moje do niesienia.”


To jest miłość.

Do siebie - ta, której wcześniej nie starczyło.


💬 A teraz Ty.


Czy kiedykolwiek czułaś, że kochasz tak bardzo, że aż Cię nie ma?

Że Twoje ratowanie nikogo nie uzdrawia - tylko Ciebie powoli wyczerpuje?

Jeśli tak - zostaw tu jedno słowo. Dla siebie. I dla innych, którzy zrozumieją.


Czasem wystarczy jedno zdanie, by coś w kimś się zatrzymało. Jeśli czujesz, że warto - puść to dalej


Zostaw komentarz, obserwuj ciepłesłowa a może postawisz mi kawę   



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz