poniedziałek, 22 września 2025

Kiedy kobieta staje się swoim własnym rycerzem

Czasem nie widać tego od razu.

Bo przecież wszystko ogarnia.

Zna terminy szczepień, planuje wakacje, pamięta o rachunkach.

Działa. Reaguje. Decyduje.

To ona tłumaczy dziecku świat, a partnerowi - jak się z nim żyje.

Ona wyłapuje napięcia w rodzinie, robi zakupy na święta, naprawia kontakty.

Czasem nawet fizycznie: przykleja listwę, wnosi zakupy z bagażnika, zmienia oponę.

Albo - co jeszcze trudniejsze - sama sobie

naprawia serce.

To właśnie męska energia w kobiecym ciele.

Czym ona jest?

Nie chodzi o płeć.

Nie chodzi o wygląd czy orientację.

Chodzi o jakość energii, z jaką idziesz przez życie.


Męska energia to:

działanie,

decyzja,

logika,

struktura,

cel,

konkret.



Żeńska energia to:

odczuwanie,

intuicja,

obecność,

miękkość,

proces,

relacja.



Każdy człowiek ma w sobie jedno i drugie.

Ale kiedy kobieta za długo działa głównie w męskiej energii - coś zaczyna się psuć.

Nie od razu. Powoli. Po cichu. Od środka.

Jak to wygląda w życiu?

Nie prosi o pomoc, bo „łatwiej zrobić samemu”.


Przejmuje inicjatywę, bo „nikt inny nie ruszy się z miejsca”.


Sama planuje, organizuje, analizuje - bo „ktoś musi to ogarnąć”.


Czuje się odpowiedzialna za wszystkich - i za wszystko.


Prędzej zadzwoni do hydraulika, niż powie: „Potrzebuję Cię”.


Zamyka emocje, bo „nie ma na to teraz czasu”.



Czasem nawet nie zauważa, że przez to nie ma już w sobie miejsca na miękkość.

Na bycie po prostu - kobietą.


Skąd to się bierze?


U wielu z nas to nie był wybór.

To była konieczność.


Bo nie było komu zauważyć naszych potrzeb.

Bo ktoś musiał „być dorosły”.

Bo kobieta nauczyła się, że bezpieczeństwo to samodzielność, a miłość - to ogarnianie cudzych braków.


Co mówią psycholodzy?


🔸 Psychoterapeutka Erika Evans pisze, że nadmiar męskiej energii w kobiecie to najczęściej skutek przewlekłej odpowiedzialności: za rodzinę, relację, dzieci, emocje partnera.

🔸 Terapia jungowska mówi, że każda kobieta nosi w sobie animusa - czyli męski pierwiastek - ale jeśli nie ma miejsca dla żeńskiego aspektu (czucia, miękkości, intuicji), pojawia się wypalenie i samotność.

🔸 Terapeuci relacji podkreślają, że kobieta w nadmiarze męskiej energii może mieć trudność z odczuwaniem przyjemności, bliskości, emocji - bo ciało jest w trybie zadaniowym, a nie czującym.


Czy to znaczy, że męska energia jest zła?


Nie.

To ona pozwala Ci:


wyjść z toksycznego domu,


skończyć studia, mimo że było trudno,


przeprowadzić się z dziećmi, kiedy nie było innego wyjścia,


ogarnąć życie, gdy wszystko się waliło.



Ale gdy zostajesz w niej za długo - zaczynasz żyć w trybie przetrwania, zamiast w trybie obecności.


Jak to zmienia kobietę?


Przestaje pytać siebie: „co czuję?”, a zaczyna tylko: „co trzeba zrobić?”

Znika u niej lekkość.

Gubi się spontaniczność.

Pojawia się zmęczenie, irytacja, czasem samotność w relacji - nawet tej „wielkiej miłości”.


Bo zbroja - choć silna - nie przytula.

A kobieta, która ją nosi, czasem już nie pamięta, jak to jest zdjąć ją bez lęku.


Może rozpoznasz się w którymś z tych zdań?


 „Nie mogę sobie pozwolić na słabość.”

„Jak ja tego nie zrobię, to nikt tego nie zrobi.”

„Nie umiem już po prostu być.”

„Nie wiem, kiedy ostatni raz ktoś się mną zaopiekował.”


Co można zrobić?


Nie wszystko na raz.

Nie trzeba od razu zmieniać życia.

Czasem wystarczy zadać sobie jedno pytanie:


 „Co by się stało, gdybym na chwilę przestała wszystko ogarniać?”


A potem kolejne:

 „Co czuję, kiedy nie robię nic?”


Bo miękkość nie jest słabością.


To powrót do siebie.


To pozwolenie, by ktoś inny też mógł się postarać.

To oddech, którego nie musisz zasługiwać.

To kobieta, która nie musi być rycerzem, żeby być wystarczająca.


Jeśli ten tekst dotknął czegoś w Tobie - może dotknie i kogoś innego. Podziel się nim cicho.





Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz. Przycisk „Obserwuj” w bocznym pasku pozwoli Ci być zawsze na bieżąco. A kawę możesz postawić tutaj:  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz