poniedziałek, 1 grudnia 2025

Nie musisz być dla wszystkich.

Wyciszyłam wiele ludzi ze swojego życia - tych, którzy wysysali ze mnie energię, którzy mówili mi, jak mam żyć, co mam robić, co jeść, jak się zachowywać. Usunęłam tych, którzy odzywali się tylko wtedy, gdy czegoś ode mnie potrzebowali, tych, którzy nie pamiętali o moich urodzinach czy imieninach. W końcu nawet usunęłam Facebooka, nie podając już daty urodzenia - chciałam się przekonać, kto naprawdę o mnie pamięta.

Ten proces trwał pięć lat. Pięć lat ciągłych małych decyzji, które w końcu ułożyły mój świat na nowo. Dzisiaj mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć: to, że odcięłam się od tych ludzi, było najlepszą decyzją w moim życiu. Czuję się spokojniejsza, bardziej radosna, mam poukładane w głowie i w

sercu. Nikt nie mówi mi już, jak mam żyć. Nikt nie wyznacza mi granic i nie zabiera mojej energii.

Ale nie - to wcale nie było łatwe.

Niektórzy z tych ludzi byli obecni przy mnie przez lata. Innych łączyły ze mną więzi rodzinne. Byli też tacy, którzy pojawiali się tylko na chwilę, ale zostawiali po sobie ogromne emocjonalne zamieszanie. Czasem naprawdę bardzo chciałam wierzyć, że te relacje jeszcze da się uratować.


Wszystko zaczyna się od tej jednej myśli:

Czy ja jestem dla tej osoby kimś wartościowym?

I czy ta osoba naprawdę jest wartościowa dla mnie?


To pytania, które potrafią rozedrzeć człowieka od środka. Ale one też otwierają oczy. Bo czasem trzymamy się ludzi tylko dlatego, że kiedyś byli ważni, a nie dlatego, że nadal nimi są. Albo dlatego, że mamy nadzieję, że może jeszcze kiedyś się zmienią. Ale najczęściej się nie zmieniają. A my zostajemy coraz bardziej zmęczeni.

Wiem, że nie jest to łatwe. Kiedy zaczynamy się zastanawiać nad tym, kto jest naprawdę dla nas ważny, często pojawia się poczucie winy. „Czy ja jestem zła?”, „Czy powinnam dawać więcej?”, „Czy nie jestem egoistką?”. To naturalne, ale to poczucie winy nie powinno przesłaniać naszej troski o siebie. Pamiętaj - nie musisz być wszystkim dla wszystkich.


Zmiana nie musi być od razu radykalna. Możesz zacząć od małych kroków: ustalenia prostych granic, mówienia „nie” wtedy, kiedy coś Cię przerasta, zwracania uwagi na to, jak czujesz się po rozmowie z daną osobą. To właśnie te drobne zmiany, choć czasem trudne, prowadzą do ogromnej ulgi.


Najważniejsze to nauczyć się kochać siebie na tyle, by nie zgadzać się na bycie wykorzystywaną. To początek budowania prawdziwej, zdrowej relacji z samą sobą i z innymi.


Chciałabym podzielić się kilkoma historiami - może pomogą Ci zrozumieć, że nie jesteś sama w tych odcięciach:


Była koleżanka, która zawsze potrzebowała pomocy, ale nigdy nie była tam dla mnie, kiedy ja jej potrzebowałam. Kiedy w końcu powiedziałam „dość”, poczułam się jakby ktoś zdjął mi kamień z serca. To było jak oddychanie po latach zanurzenia pod wodą.


Inna znajoma zapominała o moich urodzinach, ale potrafiła dzwonić, by zlecić mi „małą przysługę”. Usunięcie jej z mojego życia oznaczało mniej stresu i więcej przestrzeni dla ludzi, którzy faktycznie mnie cenią.


Rodzina, która ciągle krytykowała moje wybory i oczekiwała, że będę robić wszystko tak, jak oni chcą. Odcięcie się od tych toksycznych wzorców pozwoliło mi odkryć siebie i zacząć żyć na własnych zasadach.


Zastanów się, proszę:

Kto w Twoim życiu naprawdę Cię wspiera?

Kiedy ostatnio poczułaś, że Twoja obecność ma znaczenie?

Czy otaczasz się ludźmi, którzy szanują Twoją energię i wybory?



Pamiętaj, że to Ty jesteś ogrodnikiem swojego życia. Czasem trzeba wyciąć chwasty, żeby kwiaty mogły rozkwitnąć. Nie bój się tego procesu. To akt miłości do siebie.



Jeśli ten tekst dotknął czegoś w Tobie - może dotknie i kogoś innego. Podziel się nim cicho.





  Jeśli ten wpis Ci się spodobał, zostaw komentarz - lubię te małe rozmowy pod postami. Pamiętaj, że przycisk „Obserwuj” jest w bocznym pasku - klik i jesteśmy w kontakcie! A jeśli chcesz sprawić mi drobną przyjemność - zapraszam na kawę: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz