środa, 4 czerwca 2025

List do Ani

Kochana moja, mała Aniu,  
nie wiem, czy pamiętasz ten dzień, kiedy pierwszy raz poczułaś, że coś z Tobą może być „nie tak”. Może ktoś się skrzywił, może usłyszałaś zbyt ciężkie słowa, które nie były dla Ciebie. Ale chcę Ci powiedzieć – to nie była prawda. Byłaś wtedy wystarczająca. I jesteś nią nadal.

Pamiętam Cię – z tym wielkim sercem, które chciało, żeby wszyscy byli szczęśliwi. Nawet jeśli sama byłaś już zmęczona. Tak bardzo się starałaś być dobra. Grzeczna. Cicha. Niewidoczna, żeby nikogo nie zawieść. A ja dzisiaj chcę, żebyś usłyszała coś, czego wtedy nie powiedział nikt:  
*Nie musiałaś. Już wtedy byłaś kochana.*

Twoje łzy nie były oznaką słabości. To była Twoja odwaga. Twoje marzenia – nawet te wyśmiane – miały sens. I to, że czasem czułaś się inna, to nie był powód do wstydu. To był dar. Tylko świat jeszcze nie umiał go zobaczyć.

Pamiętam, jak siedziałaś w swoim kącie, z tą ciszą w oczach, której nikt nie rozumiał. Wiem, że czasem chciałaś krzyczeć, ale nie było gdzie. Że trzymałaś w sobie tyle łez, bo bałaś się, że jeśli je wypuścisz, to wszystko się rozpadnie.

I pamiętam, jak bardzo chciałaś, żeby ktoś zapytał: „Co czujesz?” — nie „Jak się masz?”, nie „Dlaczego znowu płaczesz?”, tylko: „Co tam naprawdę w Tobie siedzi?”.  
Nikt nie zapytał. Więc ja pytam teraz. I odpowiadam:  
To wszystko było prawdziwe. Twój ból. Twoje milczenie. Twoja potrzeba, żeby ktoś po prostu... został.

Aniu, już nie musisz nikomu niczego udowadniać. Ani być grzeczna, ani dzielna. Możesz się położyć, oddychać, pozwolić sobie odpocząć. I płakać. Bez wstydu.

Bo dziś masz mnie. Ja już się nie odwrócę.

Z miłością,  
Ta, którą się stałaś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz