Zawołałem ciocię, pytając, co robić.
- Zostaw - powiedziała zmęczonym głosem. - I tak
nie przeżyją. A może to lepiej.Ale coś mnie tknęło. Wziąłem pusty słoik, delikatnie wyjąłem szczurki i postawiłem je na kartonie pod kaloryferem. Dałem im odrobinę wody. I czekałem. Nie wiedziałem na co - może na cud. Po chwili usłyszeliśmy szuranie. Z kąta piwnicy zaczęły wychodzić inne szczury - większe, silniejsze. Podeszły ostrożnie. A potem zaczęły... lizać ich futerka, podsuwać jedzenie, grzać swoimi ciałami.
Cisza była tak pełna znaczenia, że baliśmy się ją przerwać.
Po kilku godzinach szczurki podniosły głowy. Dwa z nich ruszyły ku ciemnemu kątowi, gdzie zniknęły ze swoimi wybawcami. Trzeci został dłużej, jakby zbierał siły. Potem też odszedł.
Ciocia długo patrzyła w stronę pustego kartonu.
- Myślałam, że tylko ludzie mają coś takiego jak troska - powiedziała cicho.
Ale to nie była troska ludzi. To była troska życia. Czasem w najmniejszej postaci.
Przycisk „Obserwuj” w bocznym pasku pozwoli Ci być zawsze na bieżąco.
A kawę możesz postawić tutaj:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz