Zostaw komentarz, jeśli masz chwilę - lubię te małe rozmowy pod wpisami.
Możesz też kliknąć „Obserwuj” w bocznym pasku, aby być na bieżąco.
A kawę zawsze można postawić tutaj:
Nie wiesz co zrobić, stoisz na rozdrożu? Moze nie wiesz dokąd pójść, co zrobić, jaką decyzję podjąć, napisz do mnie, anonimowo zmieszczę go na blogu, odpisze, pomogę. Przeszłam przez wiele trudnych chwil w życiu, które nauczyły mnie siły, empatii i zrozumienia. Dzięki własnym doświadczeniom wiem, jak ważne jest wsparcie i rozmowa. Chcę dzielić się tym, co pomogło mi odnaleźć spokój i nadzieję, aby inni również mogli poczuć się lepiej, dlatego powstała strona ,,Ciepłe Słowa"
- Napisz teraz wszystko, co o sobie usłyszałeś. Nawet jeśli to nieprawda. Potem porwij kartkę na kawałeczki i wyrzuć ją z okna.
Kuba zrobił, co mu kazano.
- A teraz - powiedział spokojnie pan Wacław - idź i pozbieraj każdy skrawek papieru, który przed chwilą wyrzuciłeś.
- Przecież to niemożliwe - odparł Kuba. - Wiatr je poniósł, rozrzucił po całym podwórku. Nie znajdę ich wszystkich.
Wacław kiwnął głową:
- Dokładnie tak samo jest ze słowami. Kiedy raz coś powiesz, nie zawsze da się to odwołać. Nawet jeśli przeprosisz, nawet jeśli okaże się nieprawdziwe - ślad zostaje. Słowa mają siłę. Mogą leczyć, ale mogą też ranić, a czasem zniszczyć coś, czego długo nie da się odbudować.
Kuba milczał dłuższą chwilę.
- Czyli... musimy uważać, co mówimy? - zapytał cicho.
- Nie tylko uważać - uśmiechnął się pan Wacław. - Musimy wybierać słowa, które dają innym skrzydła, nie te, które podcinają je z ukrycia.
Zawołałem ciocię, pytając, co robić.
- Zostaw - powiedziała zmęczonym głosem. - I tak
nie przeżyją. A może to lepiej.Ale coś mnie tknęło. Wziąłem pusty słoik, delikatnie wyjąłem szczurki i postawiłem je na kartonie pod kaloryferem. Dałem im odrobinę wody. I czekałem. Nie wiedziałem na co - może na cud. Po chwili usłyszeliśmy szuranie. Z kąta piwnicy zaczęły wychodzić inne szczury - większe, silniejsze. Podeszły ostrożnie. A potem zaczęły... lizać ich futerka, podsuwać jedzenie, grzać swoimi ciałami.
Cisza była tak pełna znaczenia, że baliśmy się ją przerwać.
Po kilku godzinach szczurki podniosły głowy. Dwa z nich ruszyły ku ciemnemu kątowi, gdzie zniknęły ze swoimi wybawcami. Trzeci został dłużej, jakby zbierał siły. Potem też odszedł.
Ciocia długo patrzyła w stronę pustego kartonu.
- Myślałam, że tylko ludzie mają coś takiego jak troska - powiedziała cicho.
Ale to nie była troska ludzi. To była troska życia. Czasem w najmniejszej postaci.
Leciał na ważną konferencję, ale przez usterkę samolot musiał awaryjnie lądować. Zniecierpliwiony, wynajął auto i ruszył w dalszą drogę. Jednak los miał inne plany. Pogoda się załamała, nawigacja przestała działać, a on - zmęczony i głodny - zabłądził wśród dróg, których nie znał. Po kilku godzinach kręcenia się w kółko
zauważył światło w oknie małego domu. Zdesperowany zapukał. Drzwi otworzyła starsza kobieta. Spojrzała na niego z nieukrywanym zdziwieniem, ale zaprosiła do środka.- Nie mam telefonu, ale proszę… Zagrzeje się pan. Herbata już się parzy.
Usiadł w ciepłej kuchni, wciąż zły na cały ten dzień. Kobieta postawiła przed nim kubek i powiedziała:
- Wybaczy pan, ale na chwilę muszę się oddalić. Mam kogoś, kim się opiekuję.
W półmroku salonu zobaczył łóżeczko i małą postać. Chłopiec spał niespokojnie. Gdy kobieta przykrywała go kocem, Marek podszedł bliżej. Zauważył aparaturę, którą znał aż za dobrze.
- Co mu jest? - zapytał cicho.
- Rzadka choroba… Potrzebuje operacji. Tylko jeden lekarz w kraju się tego podejmie, ale… cóż, nie stać mnie na to. Mimo wszystko… wciąż wierzę, że znajdzie się sposób.
"Nie jestem już tą samą osobą, którą byłam kiedyś. Zgasłam."
Aż do dnia, w którym poznała Michała.
Nie pojawił się jak bohater z bajki. Przyszedł spokojnie, z ciepłą herbatą i pytaniem:
- Wolisz malinową czy z imbirem?
Z czasem zaczął odwiedzać ją częściej. Nie zadawał zbędnych pytań, nie próbował "naprawiać" jej życia. Po prostu był - kiedy milczała, kiedy płakała, kiedy się śmiała. Widziała w jego oczach coś, czego dawno nie czuła - akceptację bez warunków.
- Wiesz - powiedziała mu kiedyś - nie jestem już piękna. Ani silna. Ani normalna.
Michał tylko pokręcił głową.
- Jak postępy? - spytał bez ogródek starszy.
- Żyje. Wstaje codziennie. Idzie do pracy. Wciąż w nim tli się jakaś iskierka nadziei.
- Skąd ta nadzieja?
- Trudno powiedzieć. Śnił dwa razy coś pięknego. Ale ignorował to. Tłumaczył sobie, że to tylko zmęczenie.
- A praca?
- Typowa. Hałas, pośpiech, szef bez uśmiechu.
Kawa, plotki, rutyna. I jakiś lęk, którego nie potrafi nazwać.- Próbowałeś go uspokoić?
- Tak. Machałem skrzydłami nad jego głową w drodze do biura. Nawet słońce wtedy wyszło zza chmur.
A przypadkowe spotkanie? Kobieta z tajemniczym uśmiechem? W metrze?
- Zderzyli się nosami. Oboje rzucili „przepraszam” i wrócili do telefonów.
- Po pracy?
- Zakupy. Zmywanie. Trochę serialu, szybki scroll mediów. Sen. Następnego dnia od nowa.
- Internet odłączyłeś?
- Pięć dni z rzędu. Zaczął zostawać dłużej w pracy. Mógł. Więc został.
- A weekend?
- Ale przecież możesz to zrobić przez internet - rzuciłam odruchowo. - Nie musisz wychodzić, oszczędziłbyś czas, energię… wszystko masz teraz w telefonie.
Uśmiechnął się lekko, jakby coś sobie przypomniał.
- Właśnie dlatego chcę wyjść - odpowiedział spokojnie.
Zdziwiłam się, ale nie drążyłam. Szliśmy w milczeniu, aż w ciągu pół godziny przywitało się z nim kilku ludzi: starszy pan spod kiosku, sprzedawczyni w piekarni, kobieta z siwymi włosami, która znała go po imieniu. Wymieniali kilka słów, czasem tylko gest głowy - ale to wystarczało, by zobaczyć, jak jego twarz łagodnieje.
Po powrocie zapytałam:
- Tato, skąd znasz tyle osób? Przecież nie korzystasz z Facebooka, nie udzielasz się nigdzie online.
Zamyślił się na chwilę, a potem odpowiedział:
- Bo żyję tu, a nie tam. Nie w chmurze danych, tylko na własnej ulicy. Widujesz mnie raz na tydzień, a ci ludzie widzą mnie codziennie. Znają moje nawyki, czasem troski. To nie są „kontakty”. To są relacje.
Usiadł ciężko na fotelu i spojrzał przez okno.
- Kiedyś byłem chory i nie mogłem zejść do sklepu. Wiesz, kto zapukał z zakupami? Ta kobieta z piekarni. Nie dlatego, że miałem ją na liście znajomych, tylko dlatego, że wiedziała, gdzie mieszkam. Gdy twoja mama żyła, takie rzeczy były normalne. A teraz? Kiedy ostatni raz ktoś z twoich „obserwujących” zapytał, czy czegoś ci potrzeba?
Nie miałam odpowiedzi. I może właśnie to była odpowiedź.
Lekcja z tamtego dnia?
Nie chodzi o to, żeby odrzucić technologię. Chodzi o to, by nie zapomnieć, że człowiek potrzebuje drugiego człowieka - nie awatara, nie nicku, nie powiadomienia. Bliskości nie da się pobrać ani wysłać. Trzeba ją pielęgnować na żywo. W zwykłej rozmowie. W spacerze. W obecności.
Nie pozwólmy, by wygoda zamieniła nas w samotników wśród tłumu pikseli.
Pewien ojciec postanowił pokazać swojemu synowi, jak wygląda życie tych mniej uprzywilejowanych. Zabrał go do ubogiej wioski,
by chłopiec zobaczył różnicę między „naszym światem” a światem ludzi, którzy mają niewiele. Był pewien, że to będzie cenna lekcja pokory.Okazało się jednak, że to nie chłopiec nauczył się czegoś nowego - to ojciec wyszedł z tej podróży bogatszy w refleksję. Syn, obserwując prostych ludzi, zauważył rzeczy, które jego ojcu umknęły. Gdy tata zapytał, czy widzi, jak biedni mogą być ludzie, chłopiec odpowiedział:
- My mamy jednego psa, a oni mają cztery. My mamy basen, oni mieszkają przy potoku. My mamy lampy, a oni oglądają gwiazdy. Kupujemy jedzenie, a oni je sami uprawiają. Mamy mury wokół domu, a oni mają przyjaciół, którym ufają.
Ojciec zaniemówił. Uświadomił sobie, że w całym swoim materialnym dostatku… to właśnie oni mogą być biedniejsi.
Ta historia, choć prosta, przypomina nam o wartościach, które w biegu życia potrafią gdzieś zniknąć - o bliskości, wdzięczności, o uważności na codzienność i innych ludzi. Dzieci często widzą świat wyraźniej, bez filtrów i uprzedzeń. Może warto ich czasem posłuchać?
Niech to będzie ciepłe przypomnienie dla każdego z nas - że bogactwo nie zawsze mierzy się tym, co posiadamy, ale tym, jak głęboko potrafimy przeżywać nasze życie i relacje z innymi.
Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz.
Przycisk „Obserwuj” w bocznym pasku pozwoli Ci być zawsze na bieżąco.
A kawę możesz postawić tutaj:
Obserwujący go Anioł zapytał z zaciekawieniem:
- Czemu poświęcasz jej aż tyle czasu?
Stwórca odpowiedział z czułością:
- Bo to niezwykła istota. Musi być silna, a jednocześnie łagodna. Miękka w dotyku, ale zdolna unieść świat. Powinna mieć serce zdolne pomieścić całą rodzinę, dłonie, które leczą bez słów, i spojrzenie, które koi duszę.
Anioł podszedł bliżej i zauważył łzę spływającą po policzku kobiety.
- To błąd? - zapytał.
- Nie, to łza - odpowiedział Stwórca.
- To sposób, w jaki kobieta wyraża to, czego nie da się ubrać w słowa. Radość, ból, samotność, miłość, dumę i nadzieję.
Anioł zamyślił się.
- To naprawdę niezwykłe stworzenie...
Stwórca spojrzał na swoje dzieło z czułością.
- Tak, kobieta to cud. Łączy w sobie kruchość i siłę. I nawet gdy milczy, potrafi przemówić do serca.
Bo kobieta… to poezja w ludzkiej postaci.
Kwiatuszek spojrzał na drzewo zaskoczony, a potem zamyślił się głęboko. Zrozumiał, że życie nie polega na walce z czymś, czego nie można zmienić, ale na znalezieniu swojej drogi. Zatrzymał się na chwilę, patrząc na potężne drzewo, które przez lata dawało mu cień, ale teraz pozwalało mu pójść własną drogą.
„Zacznę od nowa…” - powiedział do siebie kwiatek. I tak, z odwagą w sercu, postanowił, że poszuka innego miejsca. Miejsce, gdzie będzie mógł wzrastać w pełni, korzystając z dobrodziejstw słońca, wiatru i deszczu. Znalazł nowe miejsce na skraju lasu, gdzie wszystkie rośliny miały przestrzeń do wzrostu. Wkrótce rozwinął swoje piękne, kolorowe płatki, które zaczęły przyciągać uwagę innych kwiatów. Czuł się szczęśliwy i spełniony, bo zrozumiał, że czasami odpuszczenie tego, co nie działa, jest kluczem do znalezienia prawdziwego szczęścia.
Morał bajki: Czasem musimy odpuścić to, co nas ogranicza, by znaleźć swoje miejsce, w którym naprawdę możemy się rozwinąć. Choć walka wydaje się kusząca, nie zawsze jest to najlepsza droga. Czasami po prostu trzeba zmienić kierunek, by zacząć od nowa, z większą siłą i radością.
„Strumieniu, czemu zawsze płyniesz w jednym kierunku? Zawsze jesteś tam, gdzie miało cię przeznaczyć źródło? Dlaczego nie wybierasz drogi, którą ci serce wskaże?”
„A ty, Wietrzyku, czemu nigdy nie zostajesz w jednym miejscu? Dlaczego ciągle gnasz przed siebie, nie zatrzymując się, by poczuć, co jest wokół ciebie?” - odpowiedział Strumień.
„Bo czuję, że przeznaczenie mnie prowadzi. Czasami wiem, że muszę tam być, w tym miejscu, w tej chwili. Zawsze czuję, że los, który dał mi życie, pokazuje mi drogę.” Strumień zamyślił się. Był mądry, znał każdy zakręt swojej drogi, znał rytm swojego płynięcia, lecz nigdy nie zastanawiał się, czy to, co robi, to naprawdę jego wybór. Woda go prowadziła.
„A co by było, gdybyś nie musiał płynąć tylko tam, dokąd prowadzi cię źródło? Co, jeśli masz wybór, gdzie popłynąć? Może przeznaczenie, które cię prowadzi, to nie wszystko, co jest w twojej mocy - może wybór, aby płynąć tam, gdzie pragniesz, może zmienić twoją drogę?” - zapytał Wietrzyk.
Pewnego wieczoru, siedząc przy oknie, patrząc na cichą, zgaszoną ulicę, powiedziała cicho:
- Wiesz… czasem czuję, że jestem sama. Nie samotna, tylko sama - z myślami, z brakiem odpowiedzi, z niewypowiedzianym zdaniem. Czasem mam wrażenie, że żyjemy obok siebie, a nie ze sobą. On spojrzał na nią wtedy inaczej. Spojrzał tak, jakby pierwszy raz dostrzegł ból w jej oczach, a może i własny ból, który dotąd ignorował. W jego oczach była cisza. Było zrozumienie, choć nie od razu potrafił wyrazić to w słowach. Czuł to samo, choć bał się przyznać. Oboje bali się spojrzeć prawdzie w oczy, bo nie wiedzieli, jak poradzić sobie z tym, co się stało.
Kamień marzył, by być kimś więcej. Patrzył w niebo i zazdrościł gwiazdom, które świeciły jasno, przyciągając wzrok każdego. "Gdybym tylko mógł być jedną z nich," myślał, "wszyscy by mnie zauważyli i podziwiali." Pewnej nocy, gdy księżyc świecił wyjątkowo jasno, kamień westchnął głęboko:
"Dlaczego nie mogę być gwiazdą? Dlaczego jestem tylko kamieniem na drodze?" Księżyc, słysząc jego żal, odpowiedział: "Każdy ma swoje miejsce i rolę. Ty, choć niewielki, jesteś częścią tej ścieżki. Ludzie stąpają po niej, docierają do celu, bo ty i inne kamienie tworzycie drogę." Kamień zamyślił się. Następnego dnia zauważył, że dzieci bawią się w pobliżu, układając z kamieni różne wzory. Jeden z chłopców podniósł go i powiedział: "Ten będzie idealny na środek naszego kręgu!" Kamień poczuł ciepło. Zrozumiał, że choć nie świeci jak gwiazda, ma swoje znaczenie tu, na ziemi.
Morał:
Czasem pragniemy być kimś innym, nie dostrzegając własnej wartości. Każdy z nas ma unikalne miejsce i rolę do odegrania. Nie trzeba świecić na niebie, by być ważnym na ziemi.
Kochana moja...Widzę, jak trzymasz się resztką sił. Uśmiechasz się, ale w oczach masz zmęczenie. Takie, którego nikt nie widzi. Taki rodzaj ciszy, który krzyczy. I wiem… czasem wystarczy tylko jedno spojrzenie, by dostrzec, że ktoś już długo niesie ciężar, którego nigdy nie powinien dźwigać sam. I wiem, że jesteś w relacji, która boli bardziej, niż koi.
Że każdego dnia stoisz na granicy - między nadzieją a rezygnacją. I że już nawet nie prosisz, tylko modlisz się, by się nie pogorszyło. I wiem, że boisz się, że jeśli odejdziesz, zostanie tylko pustka. Ale chcę Ci dziś coś powiedzieć... ze spokojem i troską. Chcę, żebyś usłyszała to od kogoś, kto Cię widzi naprawdę. Bez ocen. Bez presji. Nie jesteś trudna. Nie jesteś zbyt wrażliwa. Nie jesteś winna jego chłodu, jego milczenia, jego gniewu. Ty po prostu kochasz... i czekasz, że ktoś Cię zauważy. Że dostrzeże, że jesteś zmęczona byciem silną. Że chcesz być tą, o którą się ktoś zatroszczy, przy której można się schować, a nie ciągle walczyć. A on... on być może nigdy tego nie zobaczy. Bo nie potrafi. Bo nie umie kochać tak, jak Ty potrzebujesz być kochana. Pamiętasz tę przypowieść o żabie? Włożonej do zimnej wody, którą powoli się podgrzewa. Nawet nie zauważa, że robi się za gorąco. I tak właśnie żyjesz. Powoli się gotując. Powoli tracąc siebie. Ale ja Ci mówię - to nie musi tak wyglądać. Masz prawo wyjść. Masz prawo powiedzieć „dość”. Masz prawo przestać walczyć o kogoś, kto nie walczy o Ciebie. Masz prawo wybrać siebie - nie jako egoizm, ale jako akt miłości. Bo jeśli nie Ty, to kto? I wiem, że to trudne. Że boisz się, co będzie dalej. Ale wiesz... wiele z nas przechodziło przez ten ogień. I wyszło. Może poranione, ale silniejsze. Prawdziwsze. Wolne. Ja jestem tu. I będę. By przytulić Twoje serce, kiedy będzie pękać. By przypomnieć Ci, że nie jesteś sama. Że jesteś kochana. Że zasługujesz na miłość, która nie boli. Na dom w czyichś ramionach, a nie pole bitwy. Więc jeśli kiedyś będziesz gotowa - wyciągnij rękę. A ja ją złapię. Bez ocen, bez „a nie mówiłam”, bez pośpiechu. Z sercem. Bo kochana, ja naprawdę wierzę w Ciebie. I wiem, że przyjdzie taki dzień, w którym nie będziesz już tylko toczyć bitwy. Tylko żyć.Z miłością. Naprawdę. Twoja ja.
Słowo „karma” pochodzi z języka sanskryckiego i oznacza po prostu ,,działanie". Ale nie chodzi tylko o to, co robimy - chodzi o cały łańcuch: co myślimy, co czujemy, co mówimy i jak działamy.
Najprościej mówiąc: karma to zasada „co dajesz, to wraca”. To trochę jak z falą, którą rzucasz w wodzie - to, co wyślesz w świat, zatoczy krąg i kiedyś wróci do Ciebie. Może nie od razu. Może nie od tej samej osoby. Ale wróci.
Przykład: Jeśli traktujesz innych z szacunkiem, życzliwością i troską - prędzej czy później doświadczysz podobnego traktowania. Jeśli natomiast siejesz złość, zazdrość, osądzanie - to właśnie z taką energią możesz spotkać się w swoim życiu. Karma nie jest karą ani nagrodą.
To po prostu prawo równowagi - Twoje wybory mają konsekwencje. To działa na wszystkich poziomach:- Myśli (np. ciągłe narzekanie - przyciąga negatywne sytuacje),
- Słowa (np. plotkowanie - wraca do Ciebie jako nieporozumienia),
- Czyny (np. pomoc komuś - może wrócić jako pomoc w trudnej chwili). Nie chodzi o to, żeby się bać każdego kroku, ale żeby żyć świadomie, z dobrymi intencjami.
🌱 12 Praw Karmy - Jak Twoje Działania Kształtują Życie.
Oto 12 praw karmy, które mogą pomóc Ci żyć bardziej świadomie i w harmonii z otoczeniem:
Morał: Czasami, aby naprawdę się czegoś nauczyć, musimy najpierw zrobić miejsce na nowe doświadczenia i wiedzę, porzucając wcześniejsze przekonania.
Morał? Czasem, żeby się odnaleźć, trzeba się najpierw odważyć zagubić. Trzeba wybrać siebie - nawet jeśli inni tego nie rozumieją.
Morał? Nie każda z nas miała dom, ale każda może nim się stać - dla siebie samej
Gdy zamiast miłości doświadcza krytyki, gdy nie słyszy: „Jestem z Ciebie dumny”, ale raczej: „Znów to zepsułeś”, w jego duszy rodzi się lęk. Lęk, że nigdy nie będzie wystarczająco dobre.
Brak akceptacji boli najgłębiej, gdy pochodzi od tych, którzy powinni kochać bezwarunkowo. Dorosłe dziecko krytyki często wciąż żyje z wewnętrznym głosem, który mówi: „Nie zasługuję”. Może bać się relacji, wyzwań, porównań. Może sabotować własne szczęście, bo podświadomie nie wierzy, że na nie zasługuje. Ale ten scenariusz można zmienić. Świadomość to pierwszy krok. Później przychodzi praca - nad wewnętrznym dzieckiem, nad uzdrawianiem przeszłości, nad nauczeniem się nowej, łagodniejszej miłości do samego siebie. Jeśli to czytasz i czujesz, że to o Tobie - jesteś wystarczająca. Już teraz. Już dziś. I masz prawo kochać siebie tak, jak na to zawsze zasługiwałaś. "Dzieciństwo bez akceptacji to rany które nigdy nie znikają. Dorastanie w cieniu ciągłej krytyki i braku wsparcia zostawia ślady, które nie znikają z wiekiem. Dziecko, które słyszy, że jest „niewystarczające”, zaczyna wierzyć, że nie zasługuje na miłość. W dorosłości to przekonanie przejawia się w niskim poczuciu własnej wartości, lęku przed porażką i trudnościami w relacjach.
Przyczyna nieudanych związków tkwi w tym, że szukamy miłości na niewłaściwy sposób. Często wybieramy partnerów z nadzieją, że to oni wypełnią pustkę w naszym życiu. Zamiast budować relację z drugim człowiekiem w oparciu o wzajemne zrozumienie i szacunek, szukamy kogoś, kto wypełni nasze braki, da poczucie bezpieczeństwa, spełni nasze oczekiwania.
Wybory pełne nadziei, ale pustych obietnic Kiedy szukamy miłości, zazwyczaj w grę wchodzi nasza potrzeba akceptacji, poczucia przynależności i bliskości. Niestety, często przyciągamy osoby, które
wnoszą w nasze życie więcej bólu niż radości. Wybieramy partnerów, którzy, choć mogą wydawać się na początku idealni, nie potrafią dać nam tego, czego naprawdę potrzebujemy. Pewnie nieraz zadajesz sobie pytanie, dlaczego wciąż powtarzasz te same błędy. Czy to Ty jesteś winna? Może to po prostu efekt nieświadomego szukania miłości w niewłaściwy sposób. Często nasze wybory podyktowane są lękami, niezaspokojonymi potrzebami lub pragnieniem wypełnienia luki, którą czujemy w sobie, brakiem miłości wyniesionym z domu.Zrozumienie tego wszystkiego przyszło po latach. Byłam czarną owcą w rodzinie. Zawsze różniłam się od reszty. Moje zainteresowania, moje pasje, były traktowane jak coś nieistotnego, a czasami wręcz dziwnego. Próbowałam znaleźć swoje miejsce, ale ciągle stawiano mi przeszkody. Zamiast poczucia wsparcia, czułam, że jestem wciąż oceniana, jakby moje marzenia i potrzeby były nieważne. Zamiast poczuć się akceptowaną, miałam wrażenie, że moja obecność to tylko kolejny obowiązek - nie była wartością samą w sobie, lecz ciężarem, który trzeba udźwignąć.
Zamiast budować ze mną więź, byłam traktowana jak trzecia matka, osoba, która ma zaopiekować się wszystkimi, ale nigdy nie może liczyć na tę samą troskę. Oczekiwania były jasne: pomoc, obowiązki, posłuszeństwo. To wszystko miało znaczenie. Moje uczucia? Moje potrzeby? Wydawało się, że nie były ważne. Moje marzenia, które były dla mnie jak świeży oddech, były tłamszone. Czasami, kiedy próbowałam opowiedzieć o czymś, co mnie cieszyło, spotykałam się z obojętnością. Albo z krytyką, że znowu mam głupie pomysły. Zbyt długo wierzyłam, że to moja wina, że to ja jestem tą, która się nie dopasowuje. Tłumaczyłam sobie, że przecież inni nie mogą zrozumieć, bo nie mają takich samych marzeń. Ale z czasem zaczęłam dostrzegać coś, czego wcześniej nie widziałam: moja potrzeba bycia sobą, moja potrzeba szacunku i przestrzeni, nie była niczym złym. Wręcz przeciwnie. To, że miałam